Wspomnienie o dr. Eligiuszu Szymanisie

Refleksje, Romantyzm   

17 sierpnia 2009 r. po tygodniowej walce o życie zmarł wskutek obrażeń odniesionych w wypadku samochodowym dr Eligiusz Szymanis, wspaniały człowiek, naukowiec, wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego. I chociaż od jego tragicznej śmierci (spowodowanej ponoć przez nietrzeźwego kierowcę) minął już ponad tydzień, winien mu jestem tych kilka słów, tym bardziej że ta przygnębiająca wiadomość dotarła do mnie okrężną drogą już po jego pogrzebie.

Kto go nie znał? Student polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim mógł nie kojarzyć innych wykładowców, bo przecież nie ze wszystkimi miał zajęcia, ale Eligiusza Szymanisa nie znać po prostu nie mógł. Kto zaś na polonistyce nie studiował, a oglądał Wielką grę (najlepszy pod względem merytorycznym teleturniej w historii TVP), na pewno kojarzy szczupłego szpakowatego pana, który pojawiał się jako jeden z ekspertów, ilekroć temat gry dotyczył literatury jakiegokolwiek okresu. Nie sposób go było pomylić z kimkolwiek innym, ale to oczywiście nie powierzchowność decydowała o popularności p. Szymanisa.

Dr Szymanis był człowiekiem niezwykłym. Bo już niecodzienny sam w sobie jest fakt, że w ciągu wielu lat nie spotkałem ani jednej (tak, ani jednej!) osoby, która wyrażałaby się o nim źle! Ba, nawet obojętne czy chłodne oceny należały do rzadkości. Kto nie wierzy, niech sprawdzi tam, gdzie może uczynić to w tej chwili, czyli na forach internetowych lub na tej stronie.

Jaki był? Zdawał się być zawieszony między romantyzmem a współczesnością, koegzystujący niemal w tych dwóch nierównoległych światach. Można nawet powiedzieć, że epoka romantyzmu była dla niego czymś tak samo realnym, jak studenci, którym o niej opowiadał, była po prostu rzeczywistością przeżywaną, i dodać trzeba, że autentycznie i głęboko przeżywaną. Co więcej, to właśnie dzięki jego pasji i sposobowi przedstawiania problemów wieszcze zeszli z pomników, by stać się bardziej namacalni, bardziej ludzcy, bardziej przystępni dla studentów. Sprawiał wrażenie rozkojarzonego — nie więcej wprawdzie, ale też nie mniej, niż na naukowca z pasją przystało. Wiecznie gdzieś się spieszył, ale nic w tym dziwnego, skoro na każdym kroku był oblegany przez swoich i nie swoich studentów… A nikomu odmówić pomocy nie chciał. Mnie też nie odmówił konsultacji, gdy pisałem pracę roczną z romantyzmu, chociaż się spieszył, a ja na wstępie zaznaczyłem, że na jego zajęcia chodzę wprawdzie, ale nieoficjalnie, bo zapisany jestem do grupy innego wykładowcy. Bezinteresowna życzliwość i dobroć — te cechy najbardziej kojarzyły się studentom z jego osobą.

Przy tym wszystkim był świetnym naukowcem i wykładowcą. Kto raz był na prowadzonym przez niego wykładzie, raczej go nie zapomni. Na pierwszy rzut oka cechował je pozorny chaos, który w istocie był pochodną przyjętej metody prowadzenia zajęć. Bo dr Szymanis nigdy nie dążył do ostatecznej konkluzji. Wręcz przeciwnie, chciał pokazywać wielość różnorodnych pomysłów interpretacyjnych i wiążących się z nimi problemów. Student zyskiwał więc nie tyle gotowe odpowiedzi (chociaż i tych nie brakowało), co przede wszystkim pytania, które powinien sam sobie zadać, by zrozumieć literaturę romantyków. Dawał nie tyle gotową wiedzę, co inspirację do poszukiwań. Pokazywał, gdzie szukać. Nawet gdy przedstawiał teorię, która wydawała mu się najbliższa prawdy, na każdym kroku czynił zastrzeżenia, jakby chciał powiedzieć, żeby nie wierzyć mu na słowo, by samemu sprawdzić to, co mówi. Naukowiec przestaje być naukowcem, gdy popada w naukowy dogmatyzm. Jeśli tak, to dr Szymanis był naukowcem wzorcowym.

Na jego wykłady ciągnęły takie tłumy, że (zaręczam, iż nie ma w tym słowa przesady) czasami trudno było domknąć drzwi do (bodaj czy nie największej w całym budynku wydziału) sali. Dochodziło nawet do tego, że kilka osób musiało na chwilę wyjść, by pozostali mogli się „upchnąć” na tyle, by utorować mu przejście do katedry… A przecież oferta zajęć z literatury romantyzmu naprawdę była bardzo konkurencyjna, bo specjalistów w tej dziedzinie na warszawskiej Polonistyce nie brakowało. Ale u Szymanisa być po prostu trzeba było. Nie z przymusu, ale po to, by po prostu posłuchać. Nawet ci, którzy uczęszczali na zajęcia z romantyzmu do innych wykładowców, przychodzili zwykle dodatkowo — jak to się mówiło — „na Szymanisa”. Do dziś pamiętam, jak raz w czasie zajęć otworzyły się drzwi, w których ukazała się zastygła w grymasie niepomiernego zdumienia twarz dziekana czy prodziekana (tego akurat po latach nie jestem pewien), który przyszedł sprawdzić, czy rzeczywiście w tych zajęciach uczestniczy tyle osób, ile wpisuje się na listę (a prawda jest taka, że wielu się nawet nie wpisywało, jako że wpis z tych zajęć nie był im do niczego potrzebny)…

W czerwcu miałem przyjemność być na prowadzonym przez dr. Szymanisa wykładzie odbywającym się w ramach Letniego Uniwersytetu Nauczycieli Polonistów. Być może był to w ogóle jego ostatni wykład… Nic się nie zmienił przez te kilkanaście lat, czyli od czasu, kiedy to po raz ostatni uczestniczyłem jako student w prowadzonych przez niego zajęciach. Jeszcze brzmią mi w uszach jego słowa: „…pisałem o tym w materiałach, które Państwo dostali, ale zrobiłem to, bo kazali mi coś napisać. Ale to nie jest do końca tak, jak tam napisałem, bo niech państwo zauważą, że…”. I znów zrozumiałem coś, czego wcześniej nie dostrzegałem, ale przede wszystkim wyszedłem z sali z nowym materiałem do przemyśleń, bo przekonałem się, że nie był bezpodstawny ten niepokój, który odczuwałem przy interpretowaniu twórczości naszych wieszczów, że wyjaśnienia, które tradycyjna dydaktyka szkolna daje uczniom, stawiają de facto więcej pytań, niż dają odpowiedzi… I chyba nie tylko ja to czułem… Myślę. że nie zdradzę niczego niestosownego, jeśli napiszę, że zgromadzeni w sali nauczyciele słuchali jego słów w takiej ciszy i takim skupieniu, jakich nie uświadczy się na żadnym zebraniu rady pedagogicznej… To chyba wiele mówi…

Po wykładzie chciałem podejść do niego, by powiedzieć, że chodziłem na jego zajęcia, że zdawałem u niego egzamin. Ale momentalnie otoczył go tłum, więc zrezygnowałem. Teraz żałuję…

W artykule wykorzystano fotografię zmieszczoną w serwisie http://www.wiadomosci24.pl.

15 komentarzy do “Wspomnienie o dr. Eligiuszu Szymanisie”

  1. ania stwierdza:

    Dziękuję za te słowa. Studia w Warszawie skończyłam 9 lat temu, mieszkam dość daleko, dlatego pewnie ta wiadomość dotarła do mnie dopiero dzięki Panu. Pana Szymanisa nie zapomnę-chodziłam na wykłady, tłumy pamiętam, a jakże… Jedyne zeszyty, jakie zostawiłam podczas licznych przeprowadzek, to właśnie te z wykładów z literatury romantyzmu…

  2. Anka stwierdza:

    Ja dopiero teraz się dowiedziałam….pisałam u niego pracę i było to moje najlepsze wspomnienie naukowe ze studiów….

  3. nza123 stwierdza:

    To niewiarygodne, że już Go nie ma wśród nas! To mój ( i nie tylko)promotor pracy licencjackiej i recenzent magisterskiej. Wspaniały człowiek i nauczyciel. Uczestnictwo w jego zajęciach to była czysta przyjemność. Jako jeden z nielicznych tak pięknie potrafił mówić o literaturze polskiej. Spoczywaj w pokoju.[*]

  4. Monalisa stwierdza:

    Zdałam u Śp. Pana Szymanisa najprzyjemniejszy egzamin w życiu, widywałam – krótko przed Jego śmiercią – często na kampusie UW. Mimo całego mojego polonistycznego obycia nie szukam nawet słów na wyrażenie tego, jakim był wspaniałym człowiekiem, bo z pewnością nie znajdę. Do artykułu „Dlaczego Dziady drezdeńskie są częścią trzecią” wracam często, bez okazji.

  5. Ewelina stwierdza:

    To niesamowity wykładowca. Do dra Szymanisa chodziło się dla samej przyjemności słuchania, dla atmosfery, którą stwarzał na swych zajęciach a także pasji poszukiwania jaką budził w słuchaczach.

  6. lara stwierdza:

    Dr E. Szymanis to wspaniały człowiek, dopiero w tym roku dowiedziałam się ,że nie żyje. Cichy, zrównoważony, wielkiego serca. Doprawdy, nikt z Polonistyki UW nie tworzył takiego klimatu spokoju. Był zawsze takim kontrastem do p. Zb. Sudolskiego)), choć ten też wpisał się nieźle w mojej pamięci)). Dzięki Panu E. Szymanisowi polubiłam romantyzm.

  7. Barbara Karczemna (Zawadka) stwierdza:

    O śmierci dowiedziałam się dopiero teraz podczas przypadkowej rozmowy z koleżankami w pokoju nauczycielskim.Dr szymanisa znałam ze studium nauczycielskiego gdzie miałam jakiś czas nim zajęcia.Robił wtedy na wszystkich duze wrażenie.Jego wykłady pamiętam do dziś innych niekoniecznie.Poglądy głoszone tam wydawały mi się chwilami kontrowersyjne.Dziś wiem, że pokazywał nam, że można interpretować pewne rzeczy inaczej. Zachęcał do przemysleń.
    Spij w pokoju!

  8. Piotr stwierdza:

    Witam serdecznie i jestem pod ogromnym wrażeniem artykułu o dr. Szymanisie, osobiście go nie znałem lecz w chwili obecnej mam zajęcia z panią Szymanis żoną św.pamięci Dr.
    U pani Szymanis na wykładach panuje niezwykła atmosfera taka że aż chce się słuchać, jest kobietą niezwykłe energetyczną od której promienieje chęć przekazania swoim uczniom wszelakiej wiedzy na temat literatury a opowiada ona w sposób niezwykły, prosty zrozumiały dla każdego z taką energią jak już wcześniej wspomniałem że tzw. „lamus” nastawi ucha. Jeszcze raz dziękuję za rzetelny artykuł i mogę potwierdzić jedynie że sprawcą nieszczęśliwego wypadku był pijany kierowca, który żyje do dziś w przeciwieństwie do Dr. Tak ode mnie to wszyscy normalni ludzie powinni głośno mówić o wprowadzeniu bardzo surowych kar dla piratów drogowych i pijanych kierowców, ponieważ w Polsce jest to totalna patologia a cierpią niewinni.

  9. Małgorzata Sopyło stwierdza:

    Cały czas pamiętam i wracam do artykułów o doktorze Szymanisie. Najwspanialszy wykładowca, jego słowa chłonęło się cały umysłem. Zajęcia z Nim miałam w piątki i były to najlepsze dni – nie dość, że zaraz weekend, to przecież czekał mnie ulubiony wykład z drem Szymanisem!
    Po studiach znalazłam w programie Festiwalu Nauki wykład dra Szymanisa. Nie mogło mnie tam zabraknąć. Po wykładzie podeszłam i zapytałam, gdzie można dostać jedną z książek, o której wspominał. Dr Szymanis odpowiedział, że pewnie nigdzie i… dał mi swój egzemplarz! Próbowałam oponować, ale za mną stała kolejka następnych osób, które chciały porozmawiać, więc nie mogłam zajmować za dużo czasu. Dr Szymanis nie chciał słyszeć o odmowie. Ta książka od razu stała się dla mnie bardzo cenna, a obecnie stanowi dla mnie prawdziwy skarb.

  10. emilia stwierdza:

    Dziś jest rocznica śmierci Taty, dziękuję wam wszystkim… przepiękny tekst! ;(

  11. Paweł Brzykcy stwierdza:

    Byłem i jestem w szoku po tym, co się stało, choć minęło tyle lat… Najwspanialszy wykładowca, jakiego w życiu spotkałem. Jego wykłady (choćby o „Kordianie”) też były w pewien sposób szokujące, bo tak bardzo dr Szymanis potrafił przestawić na właściwe tory nie pogłębione myślenie, które (przynajmniej u mnie) zostało z liceum…
    Nie zapomnę egzaminu z romantyzmu, który w upalny dzień (to było w 1997 roku) zdawałem jako jeden z ostatnich. Dr Szymanis był na wydziale od rana do wieczora. A ja pojechałem rano, spojrzałem na tłum przed Jego gabinetem, i po wielu godzinach przyjechałem drugi raz. Zadał mi tylko jedno pytanie („Proszę pana, kto to był Tomasz Zan?”) wysłuchał odpowiedzi, uśmiechnął się… Zeszyt z notatkami z wykładów przechowuję skrupulatnie, ale przede wszystkim zostały piękne wspomnienia. Dziekuję za wszystko, Panie Eligiuszu.

  12. Agnieszka stwierdza:

    Pamiętam mój pierwszy wykład na Wydziale Polonistyki. Cała aula wypełniona wystraszonymi studentami, którzy po raz pierwszy mieli w rękach indeksy. Młody doktor rozpoczyna wykład.
    – Czemu jesteście tacy wystraszeni? – pyta
    Przecież wy nie różnicie sie niczym od wszystkich doktorów, profesorów. Własciwie tylko jedną rzeczą. Wy jeszcze nie wiecie gdzie szukać wiadomości a oni już wiedzą. To jedyna róznica.
    Często przywołuję te słowa na swoich pierwszych wykładach, wyjaśniając, że to były czasy kiedy nie znaliśmy internetu.Wspominam wtedy tego wykładowcę Pana Eligiusza Szymanisa. Po latach dowiedziałam się, że już nie ma Go wśrod nas.

  13. Małgorzata Sopyło stwierdza:

    „Przecież wy nie różnicie sie niczym od wszystkich doktorów, profesorów. Własciwie tylko jedną rzeczą. Wy jeszcze nie wiecie gdzie szukać wiadomości a oni już wiedzą.” – piękne słowa. Chciałabym odwiedzić grób dra Szymanisa, zapalić lampkę. Czy mogę prosić o dokładne informacje, jak tam trafić?

  14. emilia stwierdza:

    Cmentarz wojskowy w Radzyminie, Aleja Jana Pawła II 64, 05-250 Radzymin
    Nie główne wejście, tylko od tyłu cmentarza zaraz za wiaduktem. Od razu za bramką trzeba iść w prawo, grób znajduje się po prawej stronie alejki.

    https://www.google.de/search?q=cmentarz+wojskowy+w+radzyminie&ie=utf-8&oe=utf-8&client=firefox-b&gfe_rd=cr&ei=GJhXWZmPNaHVXomcpPgO#q=cmentarz+wojskowy+w+radzyminie&newwindow=1&rflfq=1&rlha=0&rllag=52409780,21178390,1171&tbm=lcl&rldimm=4347382924796404392&tbs=lrf:!3sEAE,lf:1,lf_ui:2&gfe_rd=cr&rldoc=1

  15. Małgorzata Sopyło stwierdza:

    Serdecznie dziękuję.

Zostaw komentarz

Silnik: Wordpress - Theme autorstwa N.Design Studio. Spolszczenie: Adam Klimowski. Modyfikacja: Łukasz Rokicki.
RSS wpisów RSS komentarzy