Podczas wieloletniej pracy w szkole częstokroć przekonywałem się o tym, jak ważne jest właściwe układanie poleceń. Dlatego nie mam zamiaru odpuścić w tym zakresie. Znęcałem się nad autorami podręczników (tutaj i tutaj) oraz (o zgrozo!) CKE (tutaj), teraz czas przyszedł na jedno z wydawnictw i jego książkę mającą uczniom pomóc w przygotowywaniu się do matury.
Otóż na stronie 115 vademecum „Matura 2015” (Operon 2014) znajdziemy taki kwiatek:
Czy na postępowanie Makbeta miała wpływ wróżba wiedźm, czy też wszystko, co zrobił, było wynikiem jego własnej woli? Rozważ problem i uzasadnij swoje stanowisko, odwołując się do podanych fragmentów Makbeta, całej tragedii i innego znanego ci tekstu kultury. Twoja praca powinna liczyć co najmniej 250 stów.
Na pierwszy rzut oka polecenie wygląda dobrze — temat zawiera wszystko to, co według założeń nowej formuły egzaminu zawierać powinien: pytanie określające problem, polecenie, zakres odwołań wymaganych do realizacji polecenia, określenie objętości pracy. Jednak po standardowej analizie polecenia włosy stają dęba!
Ale po kolei…
Czy na postępowanie Makbeta miała wpływ wróżba wiedźm, czy też wszystko, co zrobił, było wynikiem jego własnej woli?
Do tego momentu wszystko gra. Pytanie jest dość konkretne i takie, na które można odpowiedzieć na podstawie utworu. Można się najwyżej przyczepić do dwóch spraw. Pierwsza jest taka, że zamiast słowa wróżba, lepiej byłoby użyć rzeczownika przepowiednia, ale to szczegół niewpływający na merytoryczną stronę tematu. Druga rzecz dotyczy już samej odpowiedzi i wymowy utworu, ale o tym w jednym z kolejnych kolejnym artykułów. Bez względu na te dwie uwagi temat do tego momentu wydaje się sformułowany w miarę poprawnie.
Idźmy więc dalej.
Rozważ problem i uzasadnij swoje stanowisko, odwołując się do podanych fragmentów Makbeta, całej tragedii i innego znanego ci tekstu kultury.
Pierwszych 9 słów to stała formuła tego typu polecenia maturalnego i w niej nie ma niczego nadzwyczajnego. Dalej dowiadujemy się, że mamy odwołać się do podanych fragmentów dzieła (na egzaminie raczej podaje się jeden, ale to nieistotny drobiazg), całego utworu (na egzaminie w wypadku Makbeta taki wymóg nie miałby prawa się pojawić, gdyż nie jest on lekturą obowiązkową, ale na pracy klasowej po omówieniu lektury jest jak najbardziej zasadny i dopuszczalny). Na końcu dowiadujemy się, że mamy odwołać się do innych tekstów kultury. To też standardowa formułka w tego typu temacie i sama w sobie nie jest błędem. Wymóg dotyczący objętości pracy też jest niezmienną formułką.
W sumie więc niczego szczególnego w samym sposobie sformułowania tematu w standardowej analizie nie znaleźliśmy. Jeśli jednak spojrzymy na temat całościowo, to zaczniemy się zastanawiać, do jakich innych tekstów kultury uczeń miałby się odwołać, odpowiadając na pytanie dotyczące źródeł postępowania konkretnego bohatera: Makbeta! Może i są takie teksty kultury, ale jeśli ktoś je może znać, to na pewno nie uczniowie, tylko profesorowie literaturoznawstwa. Chyba że za takowe uznamy opracowania lektur, ale przecież nie o to chodzi… Ciekawe, czy autorka tego tematu zna takie teksty kultury… Ale chyba nie zna, bo dalej brnie w opary absurdu, gdy chcąc podpowiedzieć uczniom, do jakich dzieł mogą się odwołać, sugeruje dramaty Sofoklesa i Balladynę. Czytałem je i jakoś Makbeta w nich nie zauważyłem. Pewnie źle czytałem.
Ewidentnie autorce zabrakło całościowego spojrzenia na temat. Popełniła błąd typowy raczej dla uczniów: skupiła się na poszczególnych częściach polecenia zamiast na jego całości i pisząc drugą część polecenia, nie pamiętała już, co było w pierwszej, i nie zastanawiała się, jak to wszytko ze sobą współgra. A może po prostu zbytnio skupiła się na formalnej stronie tematu, aby był sformułowany zgodnie z zasadami, i nie dostrzegła uchybienia merytorycznego? Poszczególne składniki sformułowania tematu są poprawne, jednak w całościowym ujęciu temat taki nadawałby się może na rozprawę habilitacyjną niż pracę ucznia liceum, a na maturze w ogóle pojawić by się nie mógł, i to z dwóch przyczyn: z doborem tekstów kultury nie poradziliby sobie nawet nauczyciele, a poza tym na egzaminie maturalnym nie można żądać odwołania się do całości konkretnych lektur nieobowiązkowych.
Swoją drogą, ciekawe, ilu nauczycieli dało ten właśnie temat swoim uczniom, a potem nie wiedzieli, co z tym fantem zrobić… Bo że byli tacy, którzy chcieli go dać, to wiem… W tym wypadku jedyne wyjście to albo zrezygnować z wymogu odwołania do innych dzieł (nie zalecam tego rozwiązania) albo na podstawie tematyki załączonego fragmentu wymyślić zupełnie nowy temat, już o charakterze bardziej ogólnym.
I tak właśnie po raz kolejny potwierdza się hasło, które stało się tytułem jednego z moich artykułów: Nauczycielu, myśl samodzielnie!, czyli nie korzystaj bezkrytycznie z gotowych materiałów dydaktycznych, sprawdzianów, poleceń. Wszystko to trzeba sprawdzić przed podaniem uczniom.