Kolejna rocznica bitwy pod Grunwaldem skłania do refleksji nad przyczynami tego, że ta jedna z wielu stoczonych na przestrzeni dziejów przez Polaków bitew stała się takim fenomenem kulturowym.
Czy chodzi o to, że była to jedna z największych, a może nawet największa spośród bitew średniowiecznej Europy?
Niewątpliwie. Już ówcześni kronikarze mieli świadomość jej wielkości i doniosłości. Wielkie bitwy działają na wyobraźnię i oddziałują na kulturę. Tak było i będzie. Nie da się jednak ukryć, że bitwa ta odbyła się dawno, po niej Polacy stoczyli wiele większych i nie mniej ważnych. Wiele z nich poszło w zbiorową niepamięć, lecz fenomen Grunwaldu mimo upływu lat, dekad i stuleci przetrwał.
Czy w istotnie przetrwał? Nie do końca. Pamięć o tej bitwie przetrwała, ale o tym, że ta bitwa mocno zakorzeniła się w świadomości zbiorowej, a nawet obrosła legendą, zdecydował kontekst historyczny. Bo nie można powiedzieć, że pamięć o Grunwaldzie silnie kultywowano zawsze i nieprzerwanie. W międzyczasie pojawiło się kilka wielkich i doniosłych bitew, które kształtowały świadomość narodu i były nieporównanie popularniejsze.
Pamięci o Grunwaldzie sprzyjał jednak — jak już wspomniałem — kontekst historyczny. Otóż zakon krzyżacki opanował całkiem pokaźne ziemie, oprócz tych, które podarował mu Konrad Mazowiecki. Stał się więc zaborcą, tak jak w XVIII w. zaborcami stały się, obok Austrii i Rosji, utożsamiane z Niemcami Prusy. I fakt ten wykorzystał Henryk Sienkiewicz, który nie mogąc pisać wprost o sytuacji Polski pod zaborami i chęci odzyskania niepodległości, „ku pokrzepieniu serc” przypominał w swoich powieściach te momenty z historii, w których państwo polskie znajdowało się w bardzo trudnej sytuacji, wręcz skazane na zagładę, lecz dzięki duchowi i czynowi narodu pokonywało wrogów i ratowało swój niepodległy byt. Jedną z tych właśnie powieści są Krzyżacy.
Kluczowe dla wymowy powieści było utożsamienie Krzyżaków z Niemcami — bez wdawania się w subtelności etniczne, kulturowe i historyczne. Oczywiści przejawia się to w widomy sposób w języku narracji:
Na polu między Niemcami a armią królewską wznosiło się od strony Tannenberga kilka odwiecznych dębów […].
czy
Lecz stary począł następnie opowiadać o bitwie pod Płowcami, która zakończyła najazd krzyżacki […]. W tej to bitwie wyginął przecie cały ród Gradów, więc Maćko znał dobrze wszelkie jej szczegóły, a jednak słuchał i teraz jak nowiny opowiadania o strasznym pogromie Niemców.
To oczywiście jest zrozumiałe, ale uwidacznia tylko optykę narratora. Autor każe więc podzielać to przekonanie o tożsamości Niemców i Krzyżaków także bohaterom powieści. Nic więc dziwnego, że np. na widok wojsk niemieckich, znaczy się: Krzyżackich, wycofujących się, aby dać Polakom przestrzeń do wyjścia z lasu (Krzyżacy chcą jak najszybciej rozpocząć bitwę, dlatego decydują się zachęcić do jej podjęcia Polaków), wśród rycerzy podnoszą się głosy:
Cofają się Niemce. Dają pole.
a Dobko na widok jednego z oddziałów Krzyżackich zakrzykuje:
Niemce! Sam mistrz!
Fragmentów utożsamiających Krzyżaków z Niemcami jest w różnych partiach powieści dużo, dużo więcej.
Takiego utożsamienia dokonuje również Konopnicka w Rocie. W pieśni tej słowa:
Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz,
Ni dzieci nam germanił […]
współistnieją z takimi:
Do krwi ostatniej kropli z żył
Bronić będziemy ducha,
Aż się rozpadnie w proch i pył
Krzyżacka zawierucha.
Owa krzyżacka zawierucha skończyła się niemal pięć wieków wcześniej, więc w kontekście tej pieśni słowa te oznaczają zabór niemiecki i dokonywane w nim prześladowania Polaków.
Dla Polaków uznanie Niemców za współczesnych Krzyżaków, chociaż opierające się na dużym uproszczeniu (Krzyżacy to co prawda Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego, trudno jednak utożsamiać tę instytucję z Niemcami jako takimi, a ponadto w szeregach jego wojsk znalazło się wielu gości z różnych krajów europejskich), było wygodne, gdyż pozwalało budować poczucie historycznej ciągłości konfliktu polsko-niemieckiego i budzić w narodzie nadzieję, że uda się powtórzyć sukces przodków i pokonać odwiecznego wroga po raz kolejny,
Mylą się jednak ci, którzy zarzucają Polakom snucie nieuprawnionych lub przynajmniej wątpliwych analogii historycznych dla celów propagandowych. Sami Niemcy bynajmniej się od takiej optyki nie odżegnywali. W 1914 r., w czasie I wojny światowej, właśnie w rejonach Grunwaldu, pod Stębarkiem, którego niemiecka nazwa brzmiała Tannenberg, odbyła się bitwa między wojskami niemieckimi a rosyjskimi. Niemiecka propaganda ogłosiła zwycięstwo w niej swoich wojsk jako rewanż za przegraną bitwę z 1410 r. Odtąd historiografia niemiecka mówi o pierwszej i drugiej bitwie pod Tannenbergiem. Co więcej, 25 lat później Adolf Hitler dla uczczenia tegoż zwycięstwa właśnie w rocznicę bitwy pod Tanenbergiem ustanowił święto armii niemieckiej… Jakby tego było mało, nazistowska akcja mająca na celu eksterminację polskiej inteligencji innych przedstawicieli polskiej warstwy przywódczej została nazwana operacją Tannenberg.
Tak więc pamięć Grunwaldu była i dla Niemców, i dla Polaków symbolem odwiecznych dążeń niemieckich ukierunkowanych na zgermanizowanie słowiańszczyzny — dla Polaków negatywnym, dla Niemców pozytywnym.
Grunwald nie przestał być nośny propagandowo również w PRL. I to w dwójnasób, gdyż wpisywał się nie tylko w nurt antyniemieckiej, ale również antykatolickiej propagandy — wszak Krzyżacy to nie tylko Niemcy, ale i zakonnicy… Sztandarowym przykładem jest tu ekranizacja powieści Sienkiewicza dokonana przez Aleksandra Forda, który postanowił nieco „ulepszyć” pod tym względem oryginał, dodając kilka scen niemających odpowiedników w powieści.
Gdy w namiocie dowództwa krzyżaków wielki mistrz kończy przemowę, jeden z Niemców, przepraszam: Krzyżaków, zakrzykuje: Wielki mistrz zakonu, na co zgromadzeni Krzyżacy trzykrotnie odpowiadają gromkim Heil! To oczywiście nawiązanie do nazistowskiego pozdrowienia Heil Hitler, chociaż w zmodyfikowanej wersji. Tylko podniesienia ręki w „rzymskim salucie” brakowało… Krzyżacy dwukrotnie „hajlują” potem po zdobyciu chorągwi polskiej. W czasie bitwy dowódca ciężkiej jazdy po otrzymaniu rozkazu od mistrza mówi, aczkolwiek bez przekonania, gdyż zna negatywne konsekwencje jego wykonania, Gott mit uns. Napis taki nosili żołnierze niemieccy na sprzączkach pasów w czasie II wojny światowej (w armii RFN trwało to do lat 70 XX w.), aczkolwiek hasło to pojawiło się na pruskich emblematach wojskowych już w XVIII w. Tylko dlaczego Krzyżak, który całą rozmowę z mistrzem odbywa po polsku, to jedno mówi po niemiecku? Oczywiście dla wywołania pożądanych skojarzeń.
Tradycja Grunwaldu kultywowana jest do dziś. Nazwą tej sławnej dzięki historii nazwano kilka klubów sportowych w Polsce i na Litwie (litewska nazwa Grunwaldu to Żalgiris), przy czym to litewskie kluby zdobyły większą sławę. Rokrocznie odbywa się też głośna na cały kraj rekonstrukcja bitwy pod Grunwaldem, przyciągająca ogromne rzesze widzów, jak i działających hobbistycznie rekonstruktorów.
Czy propagandowe uwikłanie stanowi argument przeciwko świętowaniu rocznicy bitwy? Nie. Każda bitwa i każda rocznica są uwikłane w kontekst polityczny, za którym zawsze idzie propaganda. Nie ma powodów, żeby nie przypominać sobie świetnych chwil polskiego oręża, chociażby dla przeciwwagi dla wielu innych rocznic, które wiążą się z wydarzeniami tragicznymi i narodowymi klęskami. Nasza historia nigdy nie była łatwa, ale nie zawsze była tragiczna. Rocznica bitwy to też dobra okazja do historiozoficznej zadumy. W końcu nie bez przyczyny już starożytni mówili, że historia to nauczycielka życia. Szkoda, że przez wiele lat ta dziedzina nauki była degradowana, deprecjonowana i obśmiewana i w dyskursie politycznym, i w praktyce szkolnej.