W dalszej części artykułu kolejna porcja humoru z wypracowań… Humoru? Hmm… Pozostańmy przy tej konwencji, chociaż szczerze mówiąc, coraz mniej śmieszą mnie uczniowskie błędy, a coraz bardziej przerażają. Dlaczego? Cóż, śmieszne mogą być potknięcia kogoś, kto dopiero czegoś się uczy. W pewnym momencie przecież z popełniania błędów się wyrasta…
No właśnie, wyrasta się albo i nie wyrasta. Rzeczywistość pokazuje, że raczej się nie wyrasta. Błędami i pokracznymi (zarówno pod względem gramatycznym, jak i logicznym) zdaniami jesteśmy karmieni na każdym kroku, a język używany w codziennej komunikacji przez dorosłych użytkowników degraduje się. Ba, nawet okazuje się, że osoby uchodzące za światłe posługują się pseudointeligenckim bełkotem. A przecież języka uczymy się przez naśladownictwo. W jaki sposób pozbawiona pozytywnych wzorców językowych młodzież ma uczyć się pisać poprawnie? Oczywiście w żaden, bo to niemożliwe. I to w tym wszystkim jest najsmutniejsze. Błędy językowe młodzieży są po prostu odbiciem tego, co dzieje się w codziennej komunikacji — nie tylko tej międzyludzkiej, ale również medialnej.
W tej sytuacji można obawiać się, że niedługo ten cykl przestanie mieć jakikolwiek sens, ponieważ nie znajdą się ludzie, którzy będą w stanie dostrzec komizm prezentowanych zdań. Świadomość językowa zanika na rzecz prostackiego podejścia w stylu „przecież i tak wiadomo, o co chodzi”… Ale dość tego biadolenia. Pora na obiecane przykłady.