Hej, kolęda…!

Literatura   

Kolędy od wieków są nieodłącznym elementem świąt Bożego Narodzenia, a Polacy zdają się darzyć je szczególnym sentymentem. Można powątpiewać, czy w jakimkolwiek innym kraju powstało więcej pieśni o charakterze bożonarodzeniowym. Przy tym niezwykle mocny jest u nas element przywiązania do tradycji — kanon kolęd ukształtował się wiele, wiele lat temu i od tamtej pory pozostaje niezmienny do tego stopnia, że jakiekolwiek próby poszerzenia go, czy to o nowe kolędy, czy o bożonarodzeniowe piosenki świeckie, kończą się fiaskiem, a nowość, po góra miesięcznym okresie względnej i mocno podtrzymywanej przez media popularności, prędko i bezpowrotnie trafia do lamusa.

Proszę zauważyć, że nie mamy w Polsce świeckiego bożonarodzeniowego przeboju, który mógłby być naszym odpowiednikiem znanych na całym świecie hitów takich jak Last Christmas duetu Wham, Power of Love grupy Frankie Goes to Hollywood, Jingle Bells czy Let it snow. Nie mamy i wydaje się, że po prostu nie ma u nas takiego zapotrzebowania, gdyż kolędy zdają się bardzo dobrze obsługiwać ten obszar — nawet wiele osób niewierzących (pod warunkiem, że nie zaliczają się do wojujących fundamentalistów ateizmu) je lubi, bo są po prostu ładne i wpadają w ucho. Nic więc dziwnego, że nasi wykonawcy poprzestają na własnych interpretacjach kolęd — klasycznych, jazzowych, rockowych, metalowych, popowych czy jakich tam kto jeszcze zapragnie…

A zagraniczne przeboje? Są puszczane w stacjach radiowych, przymieszkały się u nas, ale są czymś w rodzaju tła do przedświątecznych przygotowań — Last Christmas w radiu to znak, że idą święta, utwór nadający klimat przedświątecznym przygotowaniom (przy muzyce lepiej się pracuje), ale gdy wreszcie przychodzi wigilijny wieczór, słychać już tylko kolędy, których pozycja wydaje się niezagrożona. I bardzo dobrze, bo mamy nie tylko wiele pięknych pieśni na tę okazję, ale też ich charakter i tematyka wykazują spore zróżnicowanie, co na kilku przykładach pokażę w dalszej części artykułu.

Bóg się rodzi…, czyli kolęda na sarmacką nutę

Zobacz tekst źródłowy kolędy

Bóg się rodzi… (pierwotny tytuł: Pieśń o Narodzeniu Pańskim) to niewątpliwie jeden z najchętniej śpiewanych utworów bożonarodzeniowych. Kolęda powstała pod koniec XVIII w., a jej autorem jest Franciszek Karpiński — poeta reprezentujący nurt sentymentalizmu. Sam utwór ze względu na swój charakter zdecydowanie jednak nawiązuje do wcześniejszej o 100 lat estetyki barokowej, o czym świadczy szereg oksymoronów i antytez w I strofie: moc słabnie, ogień stygnie, blask ciemnieje, nieskończony ma granice itd. Nie są to jednak tylko typowo barokowe ozdobniki. Otwierający utwór katalog dziwnych, wewnętrznie sprzecznych i niepojętych sytuacji to tylko preludium do cudu największego: przemiany słowa w ciało. Pomińmy tu wszystkie biblijne odniesienia wyrazu słowo do Boga. Bo nawet jeśli uznamy, że Karpiński nie mówi tu o zmaterializowaniu się słowa w dosłownym znaczeniu, lecz o dotrzymaniu przez Boga obietnicy i przyjęciu przez niego ludzkiej postaci, to i tak dalej jest to wydarzenie, przy którym wszystko inne blednie i staje się malutkie. Proszę w tym momencie zauważyć, że cały wspomniany szereg antytez i oksymoronów w I strofie łączy jedno — wszystkie wyrażają utratę intensywności cech; wszystko traci blask, ciemnieje, słabnie, stygnie itd. — po prostu staje się pospolite. Krótko mówiąc: naczelną ideą autora było podkreślenie wyjątkowego charakteru zdarzenia, jakim było narodzenie Chrystusa, pokazanie, że jest do wydarzenie, z którym żadne inne, chociażby nie wiedzieć jak niecodzienne, nie może być równane, tym bardziej, że taki mocarz jak syn Boga przychodzi na świat nie jako król do poddanych, lecz jako zwykły człowiek między zwykłych ludzi, by razem z nimi żyć i dzielić trudy codziennego życia. Całość kończy się akcentem patriotycznym: prośbą o błogosławieństwo dla ojczyzny i wszystkich Polaków razem oraz każdego z osobna. Niewątpliwie mamy w tym miejscu nawiązanie do obecnej w sztuce plastycznej od XV w. praktyki przedstawiania małego Jezusa z ręką podniesioną w geście błogosławieństwa.

Podniosły temat wymaga odpowiedniej formy, toteż Karpiński nie szczędzi talentu i konceptu, by nie ująć tematu w sposób zbyt powszedni, co udaje mu się szczególnie w I strofie, gdyż w następnych zdecydowanie spuszcza z aż tak patetycznego tonu. Do tego kolęda ma odpowiednią oprawę muzyczną — jej melodia (przypisywana Karolowi Kurpińskiemu) to przecież szacowny polonez! Tak oto słowo łączy się z muzyką: barokowa forma wiersza wspaniale koresponduje z melodią dostojnego sarmackiego tańca. Warto przy tym pamiętać, że polonez to tzw. taniec chodzony — wystarczy więc zamknąć oczy i wsłuchać się w pieśń, by zobaczyć korowód reprezentujących różne stany społeczne gości zmierzających polonezowym krokiem w uroczystym pochodzie przed oblicze Bożej Dzieciny. Warto przy okazji zwrócić uwagę, iż użycie melodii naszego tańca narodowego w tej kolędzie wzmacnia wspomniany już jej patriotyczny wydźwięk, który przestaje być wyłączną domeną warstwy słownej. Można więc powiedzieć, i chyba nie będzie to w żadnej mierze opinia przesadzona, że ta kolęda jest przykładem idealnego (rzadko używam tego słowa, więc stawiam je tu z całą świadomością jego znaczenia) współgrania formy i treści.

Szkoda, że wielu kościelnych organistów traktuje swoją grę jako robienie podkładu pod mszalne karaoke, przez co często zamiast pięknego poloneza słyszymy w tej kolędzie jego uproszczoną, spłyconą, spłaszczoną i zbanalizowaną wersję, w dodatku zagraną jakimś upiornym, karykaturalnym legato (gdy organista nie potrafi zapanować nad wybrzmieniami lub znajduje upodobanie w tych rejestrach, które ze swej natury są mało selektywne), tak że dźwięki trudno odróżnić i nie wiadomo do końca, co w danym momencie śpiewać. Czy nie lepiej zagrać tak, żeby każdy w tej kolędzie usłyszał charakterystyczny rytm poloneza i typowe polonezowe zwieńczenia przy końcach kolejnych strof? Moim zdaniem naprawdę warto, bo wtedy cały utwór wiele zyskuje. Jeśli z melodii tej maksymalnie wydobędzie się polonezowe akcenty, dopiero wtedy uwidoczni się w całej pełni jej jakże uroczysty charakter.

Wśród nocnej ciszy…, czyli wykład o eucharystii

Zobacz tekst źródłowy kolędy

Jest to zdecydowanie mniej popularny utwór niż omówiony wyżej, jak również mniej może ciekawy od strony artystycznej. Ot, śpiewana opowieść o pasterzach, którzy po usłyszeniu radosnej nowiny od posłanego do nich anioła spieszą do Betlejem pokłonić się Panu. Z całego utworu najciekawsza i najważniejsza jest chyba strofa ostatnia, w której zauważamy dyskretne i przemyślane odejście od tematu. Oto bowiem perspektywa trzecioosobowa zastąpiona zostaje pierwszoosobową refleksją zbiorowego podmiotu — żyjących współcześnie wiernych, którzy uświadamiają sobie, iż przyjście Jezusa na świat w Betlejem nie było Jego ostatnim przyjściem do ludzi. Oto bowiem przybywa On na wezwanie kapłana w czasie każdej mszy świętej, i to nie tylko duchowo, lecz także urzeczywistniając się w czysto materialnej formie — pod postaciami chleba i wina. Można więc powiedzieć, że w przypadku tej kolędy wspomnienie Chrystusowych narodzin jest w zasadzie pretekstem do pouczenia wiernych o tym, czym jest msza święta, jaki jest jej główny sens i jak w jej trakcie spotkać się z Bogiem. Jest to więc ciekawie pomyślana forma katechezy dla wiernych, w której to, co kaznodzieje często tłumaczą przez długie kwadranse, sami wierni wyrażają w kilkanaście sekund, a co więcej, zachowują cały czas w pamięci.

Tryumfy Króla Niebieskiego, czyli ład świata

Zobacz tekst źródłowy kolędy

To kolęda, której treść opiera się na wskazaniu wynikającej z wiary hierarchii bytów. Narodzenie Jezusa przedstawione jest tu jako tryumf samego Boga i radość dla ludzi. Wydaje się, że w przeciwieństwie do wielu innych autor niezbyt chętnie przyjmuje tu fakt, iż Chrystus narodził się jako człowiek. Inni autorzy często z upodobaniem eksponują ludzki wymiar Jezusa, w tym jednak przypadku twórca unika „zniżania Boga”, a stawia sobie za cel przynajmniej przypomnieć właściwą hierarchię bytów: Bóg jest więc nazwany królem, mieszka w wysokim niebie, na wysokości, skąd zsyła łaski ludziom znajdującym się „na niskości”. Przy tym On sam odnosi tryumf, ludziom zaś pozostaje cieszyć się pokojem. To przywrócenie pionowej relacji między Bogiem a człowiekiem w kontekście Bożego Narodzenia jest niewątpliwie charakterystyczną cechą tego utworu. Ten pionowy dystans ma jednak w perspektywie przyszłości zostać zniesiony, jest bowiem w tekście również zapowiedź, że Chrystus ma poprowadzić ludzi do Nieba.

Od strony wykonawczej jest to również piękna kolęda, jeśli jednak organista nie chce pamiętać, jak się zmienia głosy, niech nie wykonuje tej pieśni. Przy słowach „tryumfy” i „zstąpiły” dobrze jest zagrać pojedynczym rejestrem (najlepiej niskim), zaś w pozostałych miejscach — pleno lub przynajmniej tutti (to drugie chyba nawet będzie lepsze). Takie wykonanie zdecydowanie ożywia utwór. Karygodna jest praktyka wielu organistów, którzy w nieuzasadniony sposób zmniejszają tempo tej kolędy, która winna być śpiewana żywo i radośnie. Tymczasem w wielu kościołach kolęda ta brzmi „nijak”, a czasami nawet wierni z organistą zawodzą tak smętnie, jakby rozpamiętywali złożenie do grobu, a nie narodziny Pana…

Lulajże, Jezuniu, czyli kołysanka z Chopinem w tle

Zobacz tekst źródłowy kolędy

Piękna, liryczna kolęda, w której — co warto zauważyć — głos zostaje oddany samej Maryi. To przecież po prostu cicha kołysanka, którą Matka Boska śpiewa małemu Jezuskowi. Żadnego patosu, żadnej katechezy, żadnych ukrytych przesłań. Ta kolęda przenosi wiernych w bardzo ludzki wymiar całego zdarzenia, w tak bliski codziennemu doświadczeniu ludzkiemu wymiar macierzyństwa. Gdyby nie ujawnione w tekście imię Jezusa, moglibyśmy powiedzieć, że taką kołysankę mogła śpiewać swojemu dziecku jakakolwiek matka. Przy tym wszystkim zauważyć trzeba, że żaden inny utwór nie przenosi nas tak blisko betlejemskiego żłóbka — stajemy tak blisko niego, że słyszymy to, co matka czule szepce synowi! Co więcej, obecność obcych w pewnym momencie staje się uciążliwa, toteż w ostatniej strofie Maryja postanawia odprawić przybyłych, by poszli wreszcie spać i nie przeszkadzali dziecku. Jakież to autentyczne! Przez to kolęda świetnie nadaje się na zakończenie pasterki jako żartobliwa forma odprawienia wiernych do domów…

Tu i ówdzie można spotkać się z błędnym poglądem, jakoby autorem muzyki do tej kolędy był Fryderyk Chopin. Pochodzenie melodii nie jest znane, natomiast całe zamieszanie z Chopinem wzięło się stąd, iż w środkowej części Scherza h-moll op. 20 kompozytor wykorzystuje jako kantylenę muzyczny motyw tej kolędy, by wyrazić swoje uczucia przeżywane w czasie pierwszej Wigilii spędzanej bez rodziny, w nieprzyjaźnie do Polaków nastawionym Wiedniu, w czasie, gdy w kraju trwa powstanie narodowe, a sam kompozytor, pozbawiony widoków na korzystny obrót jego spraw w najbliższym czasie, ma poczucie, że trawi czas bez najmniejszego sensu.

Przy okazji zachęcam do wysłuchania Scherza h-moll w ujmującym wykonaniu Jacka Kortusa. Nagranie dostępne jest tutaj.

Jezus malusieńki, czyli ze współczuciem

Zobacz tekst źródłowy kolędy

To przykład jednej z grupy kolęd, w których na plan pierwszy wysuwa się nie tylko czułość, ale nawet pewien rodzaj współczucia dla małego Jezuska, który opuściwszy Niebo znosić musi zimno i niewygody. Nowszym przykładem tego typu utworów może być znana kolęda góralska Oj, maluśki, maluśki. Zazwyczaj są one, podobnie jak Lulajże, Jezuniu, utrzymane w charakterze kołysanki i koncentrują się na tym, co w biblijnej historii najbliższe codziennemu doświadczeniu większości wiernych. Często w tych kolędach obiektem czułości i współczucia jest również Maryja, co służy uświadomieniu, iż jako matka Zbawiciela nie cieszyła się jednak żadnymi względami w życiu doczesnym, a wręcz przeciwnie — musiała znieść wiele upokorzeń, trudów i trosk. A taki sposób przedstawienia czyni Ją bliższą wielu ludziom.

Gdy się Chrystus rodzi, i Dzisiaj w Betlejem, czyli eksplozja radości

Zobacz tekst źródłowy kolędy Gdy się Chrystus rodzi…

Zobacz tekst źródłowy kolędy Dzisiaj w Betlejem

Trudno chyba inaczej określić te utwory: radosna muzyka przepojona radosną treścią. Jest to w końcu nic innego jak opis radości z powodu narodzenia Pana, połączony z nawiązaniami do biblijnego opisu tego wydarzenia, a przede wszystkim — wyrażeniem chwały i czci Bogu. I nic więcej. Tylko w kolędzie Dzisiaj w Betlejem mamy do czynienia z czymś, na co warto zwrócić uwagę — po pierwsze: podkreślenie dogmatu o dziewictwie Maryi w 2. wersie, po drugie: podkreślenie istoty posłannictwa Jezusa jako oswobodziciela. Sposób zaakcentowania tego ostatniego elementu pozwala przypuszczać, że chodzi tu o coś więcej niż oswobodzenie od śmierci i władzy zła. Niewątpliwie chodziło tu też o coś, o czym w XIX w. z racji zaborczej cenzury nie było wolno mówić głośno… Zresztą, współcześni Jezusowi Żydzi również bardziej niż odkupiciela widzieli w nim kogoś, kto ma ich poprowadzić do wyzwolenia spod władzy rzymskiej. Dodać warto, że w czasach późniejszych kolęda ta stała się inspiracją do pisania kolęd o charakterze już jawnie niepodległościowym — również w wieku XX.

Warto również zwrócić uwagę na określenie św. Józefa pojawiające się w II strofie kolędy Dzisiaj w Betlejem. Słowo „stary” w obecnej praktyce wykonawczej bardzo często zastępuje się słowem „święty”, które jest zdecydowanie bliżej prawdy. Co prawda św. Józef był nieco starszy od Maryi, lecz na pewno nie był człowiekiem starym, miał zapewne dwadzieścia kilka lat. Obecność Józefa przy Maryi była dla części chrześcijan pewnym problemem ze względów, że tak powiem, obyczajowych. Chodziło o to, by usunąć z biblijnej opowieści wszystko, co mogłoby wywołać myśl, że Maryja mogła nie dożyć swych dni w absolutnym dziewictwie (które jest przecież szczególnie zaakcentowane w tej kolędzie). Dlatego też wygodniej im było widzieć przy jej boku kogoś w wieku podeszłym, a więc już z czysto biologicznych względów „niegroźnego” dla cnoty Matki Boskiej; kogoś, kto byłby dla niej opiekunem i absolutnie nikim więcej. Dlatego też niektóre apokryfy określają wiek św. Józefa na niemal 90 lat! Obecnie odchodzi się od tej praktyki, akcentując dobrowolny heroizm św. Józefa, który zaufał Bogu i świadomie, a nie z przyczyn czysto fizjologicznych, zgodził się na życie z Maryją w czystości.

Północ już była, czyli Boże Narodzenie na wesoło

Zobacz tekst źródłowy kolędy

To jedna z najbardziej „świeckich kolęd” w naszej tradycji. Mało w niej wątków religijnych, więcej za to humoru. Powstawanie kolęd, w których następuje przesunięcie akcentu z warstwy religijnej na ludową, jest charakterystycznym zjawiskiem w naszej polskiej kulturze, w której w kolędach twórcy szczególnie chętnie nawiązują do wspomnianego w Biblii epizodu z udziałem pasterzy. Nie jest to zresztą przypadek, gdyż Polska przez wielki była krajem przede wszystkim rolniczym, w którym ludność wiejska stanowiła przygniatającą większość pod względem liczebnym. Praca pasterska była dla ludzi na wsi dopełnieniem pracy w polu, a na terenach górskich, gdzie ziemia była mało żyzna, stanowiła wręcz podstawowe zajęcie. To chyba tłumaczy masowe powstawanie w Polsce kolęd o tematyce pasterskiej, chociaż pasterze pojawiają się też w większości innych kolęd. Było to zresztą zjawisko w Kościele pożądane, gdyż podkreślenie, że pierwszymi, którzy oglądali Boga, byli specjalnie zaproszeni przez aniołów prości ludzie, i odwołanie się do realiów znanych z życia codziennego słuchaczy stanowiło kluczowy element bożonarodzeniowej katechezy w wiejskich parafiach.

Północ już była to żartobliwy opis reakcji pasterzy na pojawienie się niezrozumiałych dla nich zjawisk. Nie chodzi tu o wskazanie, jak wielkim szokiem było dla nich pojawienie się aniołów. Tu dodatkowym celem jest humor, któremu służy egzemplifikacja w drugiej strofie fizycznych obrażeń, jakie w wyniku paniki odnieśli przerażeni pasterze.

Zamiast podsumowania

O kolędach można by mówić w nieskończoność, a temat wydaje się trudny do wyczerpania. Ale nie taki był cel artykułu. Chciałem przede wszystkim pokazać, że czasem warto zastanowić się głębiej nad sensem tego, co się słyszy lub śpiewa, gdyż autor każdej z pieśni ma nam, także współczesnym coś do przekazania, chce zaakcentować coś innego, ujawnić osobiste refleksje i uczucia związane ze świętami, zaakcentować inny wymiar lub element biblijnej historii lub przypomnieć jakąś istotną prawdę wiary. Albo przynajmniej po to, by zobaczyć w jak różnorodny sposób autorzy w sumie podobnych pieśni potrafią je wykorzystać.

Zdrowych i radosnych Świąt!

Zostaw komentarz

Silnik: Wordpress - Theme autorstwa N.Design Studio. Spolszczenie: Adam Klimowski. Modyfikacja: Łukasz Rokicki.
RSS wpisów RSS komentarzy