Internet, sieć, intranet — ortograficzne rozterki

Język, Ortografia, Wskazówki poprawnościowe   

Problem, który poruszam tym razem, nie należy do najistotniejszych, niemniej jednak wielu użytkowników języka, którzy nie chcieliby uchybiać normie, ma wątpliwość, czy wymieniony w tytule wyraz należy rozpoczynać wielką czy małą literą. Wbrew pozorom sprawa nie jest tak oczywista, jak wydawało się językoznawcom jeszcze kilka lat temu. Zapraszam do lektury dalszej części artykułu.

Problem „filozoficzny”?

Początkowo rzecz była prosta. Językoznawcy potraktowali słowo Internet jak nazwę własną. Uznali, że skoro z założenia Internet ma być jedną globalną siecią teleinformatyczną, to należy go w ten sposób wyróżnić — bo Internet, jako twór globalny, jest jeden, tak samo jedna jest nasza Ziemia i jedno jest nasze Słońce. A jeśli jest jeden, powinien być raczej traktowany jak jednostkowa nazwa własna. Tyle że w tamtych czasach nikt naprawdę nie wiedział, czy Internet się przyjmie, a jeżeli tak, to w jakim kierunku się rozwinie.

Nie trzeba było wiele czasu, by okazało się, że idea sieci globalnej przyjęła się, ale jednocześnie nowe medium wymknęło się spod kontroli i zaczęło ewoluować w wielu kierunkach jednocześnie — także takich, które dążyły do wyodrębnienia w globalnej sieci swego rodzaju enklaw. Zauważyli to językoznawcy, którzy zaczęli zalecać, by pisownię tego słowa uzależniać od kontekstu znaczeniowego:

1. In•ter•net (globalna sieć komputerowa) -etu, -ecie
2. in•ter•net (samodzielna sieć lub fragment Internetu) -etu, -ecie1

Mówiąc krótko: o pisowni ma decydować to, czy mówimy o sieci globalnej czy ograniczonej. I tu pojawia się problem, rzekłbym, natury filozoficznej.

Czy Internet w ogóle istnieje?

Otóż sieć globalna, do której miałby się odnosić wyraz Internet pisany wielką literą, jest w gruncie rzeczy tworem abstrakcyjnym, nieznajdującym swej pełnej konkretyzacji w rzeczywistości, a to z tej prostej przyczyny, że istnieje szereg różnego rodzaju zamkniętych serwisów i przyrośniętych do niego sieci, do których dostęp jest możliwy po wniesieniu opłaty lub spełnieniu innych warunków, jak np. członkostwo w organizacji itp. Poza tym nie we wszystkich krajach mieszkańcy mogą mieć pełny dostęp do zawartości sieci globalnej (np. cenzura Internetu w Chinach, ale nie tylko, gdyż w innych krajach również filtruje się treści). U wielu mniej zorientowanych w temacie osób może to rodzić przeświadczenie, że „internetów” jest wiele. Internet w dalszym ciągu jest jeden, tyle że nie dla każdego dostępny w tym samym stopniu. Dlatego zasada nakazująca pisownię wyrazu Internet, gdy oznacza on globalną sieć teleinformatyczną, jest aktualna, uzasadniona i obowiązująca.

Czy można mówić o części Internetu?

Pozostaje również pytanie, jak rozumieć sformułowanie część Internetu. Terytorialnie? Ze względu na używany protokół? Jakbyśmy nie chcieli Internetu (czy internetu) dzielić, podział taki będzie równie abstrakcyjny jak krojenie wody w jeziorze. Istnieje szereg sposobów, by ominąć np. restrykcje terytorialne. Wystarczy trochę wiedzy, odpowiednie oprogramowanie lub sprzęt… Nie pora wdawać się w szczegóły, ale mówienie o czymś takim jak fragment Internetu może i miało sens, ale w czasie, gdy — paradoksalnie — sieć pomyślana jako globalna nie zdążyła się jeszcze zglobalizować, a jej struktura była jeszcze „możliwa do ogarnięcia” i mocno rozczłonkowana między główne ośrodki, stanowiące swego rodzaju centra, pomiędzy którymi panowała teleinformatyczna próżnia. Obecnie struktura sieci jest tak zdecentralizowana i zagęszczona, że trudno w jakikolwiek sposób podzielić ją na części.

Z drugiej strony, wydawać by się mogło, iż mówienie o fragmencie sieci nie jest tak do końca pozbawione sensu, jeśli weźmiemy pod uwagę np. filtrowanie dostępu do jej zasobów w Chinach. Tylko proszę zauważyć, że prowadzi nas to do paradoksów, bo powinniśmy wtedy pisać, że Polacy korzystają z Internetu, a Chińczycy — z internetu (czyli mówiąc ściślej: tych zasobów globalnej sieci, których nie blokuje cenzura). Bez sensu…

Zapomniany intranet…

Jeszcze bardziej wątpliwe jest odnoszenie pojęcia internet do samodzielnych sieci, w tym sieci zamkniętych. Owszem, istnieją takie, ale raczej na ich określenie stosuje się już od dawien dawna termin intranet. Kiedyś takie sieci miały rzeczywiście charakter zamknięty, ale zamknięcie to miało charakter fizyczny i wynikało z odrębności infrastruktury, np. w obrębie firmy, ośrodka badawczego, ważnej instytucji państwowej. Tyle że takie sieci oczywiście z Internetem nie miały niczego wspólnego. Dlatego mówiło się o nich jako o sieciach samodzielnych. Obecnie takie sieci mają zwykle połączenie z siecią globalną — można się za jej pośrednictwem zalogować do intranetu z dowolnego miejsca na Świecie, a z komputerów tworzących sieć zamkniętą możliwy jest dostęp do sieci globalnej (chociaż czasami, ze względu na bezpieczeństwo danych, w ograniczonym zakresie). Tyle że sieci te z oczywistych względów są mocno zabezpieczone przed nieautoryzowanym dostępem (bramki, NAT).

Również namiastkę Internetu funkcjonującą w Korei Północnej można określić jako intranet, gdyż formalnie spełnia ona wszelkie ku temu wymogi — w zasadzie jest to zamknięta sieć krajowa, gdyż stopień jej „otwarcia” jest o wiele mniejszy niż nawet w Chinach.

Ponieważ takich sieci jest wiele, słowo intranet należy rozpoczynać małą literą.

Internet to nie tylko sieć!

Niedoskonałość reguły ortograficznej wynika z kilku przyczyn, ale przede wszystkim z nieco idealistycznego podejścia do tematu sieci globalnej, jak również z tego, że technika idzie naprzód i to, co jeszcze było do przyjęcia kilka lat temu, w czasach obecnych nijak nie przystaje do rzeczywistości.

Proszę zauważyć, że słowniki, nawet te funkcjonujące w sieci, nie wyczerpują treści przedmiotowego wyrazu. Otóż od długiego już czasu słowo internet funkcjonuje jako nie określenie sieci, lecz nazwa usługi umożliwiającej dostęp do niej. Slogan reklamowy internet za złotówkę nie znaczy, że za złotówkę można kupić Internet, lecz dostęp do niego. Podobnie w przypadku wyrażeń szybki internet czy internet szerokopasmowy — „szybkość” ani „szerokopasmowość” nie są cechami właściwymi samej sieci globalnej, lecz czynnikiem zależnym od możliwości technicznych i oferty firmy, która dostęp do jej zasobów oferuje. Wiadomo: jeśli zapłacisz więcej, operator zdejmie blokadę, zwiększy szybkość transferu i zniesie limit przesyłanych danych. Oczywiście w przypadku, gdy mówimy o samej usłudze przyłączenia do sieci i jej właściwościach, słowo internet rozpoczynamy małą literą.

Tendencja do ujednolicenia pisowni

Obecnie coraz częściej podważa się jakikolwiek sens pisania przedmiotowego wyrazu wielką literą. Zwolennicy takiego rozwiązania twierdzą, iż wraz z upowszechnieniem Internet stał się takim samym medium jak radio czy telewizja. A skoro tamtych wyrazów nie pisze się wielką literą, nie ma to sensu również w przypadku słowa Internet. Niewykluczone, że za jakiś czas stanowisko to zwycięży i dojdzie do ujednolicenia pisowni, póki co jednak jest za wcześnie, by ten pogląd uznać za normę.

Sieć czy sieć?

Przy okazji muszę odnieść się do poglądu, jakoby wyraz sieć na określenie Internetu należało pisać wielką literą. Zwolennicy takiego poglądu twierdzą, iż słowo sieć jest polskim odpowiednikiem słowa Internet. Nie jest. Odpowiednikiem słowa sieć w języku angielskim jest wyraz net, będący normalnym rzeczownikiem pospolitym. Niezależnie od tego językoznawcy nie są w tej kwestii jednomyślni — niektórzy dopuszczają stosowanie wielkiej litery, jeśli z kontekstu wyraźnie wynika, iż słowo te jest zamiennikiem nazwy Internet, inni zaś twierdzą, że chociaż rozumieją intencje osób stosujących w tym kontekście wielką literę, nie zalecają tego typu praktyki.

Podsumowanie

— piszemy Internet, jeśli mamy na myśli globalną sieć teleinformatyczną, np. Muszę się połączyć z Internetem albo Więcej na ten temat można przeczytać w Internecie;

— piszemy internet, jeśli mamy na myśli usługę dostępu do Internetu lub łącze internetowe, np. Jutro podłączą mi internet, Popsuł mi się internet, Mam w domu internet, Oferujemy szybki, szerokopasmowy internet;

— jeśli mamy na myśli wydzieloną sieć (niezależnie od tego, czy jest ona całkowicie zamknięta czy ma ograniczone połączenie z Internetem, używamy słowa intranet;

— zdania językoznawców w kwestii zasadności pisowni słowa sieć wielką literą, jeśli słowo to występuje jako zamiennik nazwy własnej Internet są podzielone.

W związku z powyższym zdanie Nie mogę połączyć się z Internetem, bo mi się internet popsuł jest może niezgrabne pod względem stylistycznym, jednak mimo pozornej niekonsekwencji, zgodne z normą ortograficzną.


1 http://so.pwn.pl/lista.php?co=internet (wróć)

10 komentarzy do “Internet, sieć, intranet — ortograficzne rozterki”

  1. Minio stwierdza:

    Mam wrażenie, że trochę się Pan zapędził w podsumowaniu. W tekście pisze Pan:
    „Oczywiście w przypadku, gdy mówimy o samej usłudze przyłączenia do sieci i jej właściwościach, słowo internet rozpoczynamy małą literą.”

    W podsumowaniu zaś:
    „piszemy Internet, jeśli mamy na myśli usługę dostępu do Internetu lub łącze internetowe, np. Jutro podłączą mi Internet, Popsuł mi się Internet, Mam w domu Internet, Oferujemy szybki, szerokopasmowy Internet”

    No to w końcu „mam w domu Internet” czy „mam w domu internet”? 🙂

  2. Łukasz Rokicki stwierdza:

    Oczywiście w domu mieć można albo „internet” albo „dostęp do Internetu”. Wydaje mi się, że konieczność przerzucenia części tekstu przez edytor spowodowała zmianę wielkości liter. Zdarza się. Dziękuję za zwrócenie uwagi.

  3. bezimienny stwierdza:

    polskie słowo „sieć” ma swój angielski odpowiednik „net”, ale i drugi – „web”; pierwszy dotyczy raczej struktur regularnych, bardziej prostokątnych (np. sieć rybacka), drugi struktur nieco bardziej chaotycznych, być może promienistych (np. sieć pajęcza). oczywiście wyrazy te mają wiele innych znaczeń.

    z informatycznego punktu widzenia „net” oznacza raczej infrastrukturę, zaś „web” to raczej połączone ze sobą treści. chciałbym zapytać właśnie o tę drugą, nieco mniej znaną, choć jakże codzienną sieć (por. world wide web): w systemach windows stosuje się sformułowanie „sieć web” (zob. system pomocy), które wydaje mi się niepoprawne — jak powinno nazywać się tę sieć w języku polskim? (tłumaczenie angielskiego „web browser” na „przeglądarka internetowa” jest dla mnie nadużyciem!).

  4. Łukasz Rokicki stwierdza:

    @ bezimienny
    „sieć web” i „sieć net” brzmią równie koszmarnie. Najlepiej byłoby „Połącz z Internetem”.
    Dlaczego „przeglądarka internetowa” Pana razi?

  5. bezimienny stwierdza:

    wyrażenia „sieć net” oczywiście się nie stosuje – mówi się po prostu o sieci lub o internecie (czasami kolokw.: necie). zasadniczo problem polega na braku precyzji: internet można uważać za zbiorowisko połączonych komputerów, z kolei „web” to zbiór połączonych dokumentów(!); w pierwszym przypadku środkiem łączności jest infrastruktura i ogólne protokoły wymiany danych, w drugim zaś hipertekst i protokół jego wymiany (tzw. http). www, czyli szczególny rodzaj(!) „web” można (a nawet w pewien sposób należy) traktować jako „część” internetu — mowa jest więc o bytach na różnych poziomach abstrskcji! sytuację rozjaśnić może przytoczenie innych „części” internetu (wraz z ich protokołami): e-mail (pop3, smtp, imap), wymiana plików binarnych (ftp, edonkey, torrent), rozmowy (irc, skype) itd.; w wymienionym szeregu należy umieścić rownież „web“ lub www (http).
    w świetle tych wyjaśnień staje się jasne, dlaczego „przeglądarka internetu“ (tzn. przeglądarka internetowa) jest sformułowaniem nieszczęśliwym (choć opartym na uzusie, nad czym pan, jako polonista, często mocno ubolewa): mimo co raz większej wszechstronności programy te służą (albo służyć mają) przede wszystkim przeglądaniu stron dokumentów hipertekstowych (inna rzecz, że co raz częściej nie są to strony, jak w gruncie rzeczy pańska, a roznudowane aplikacje uruchamiane w przeglądarkach i na serwerach).

    ostatecznie pytanie o „web“ jest pytaniem o nazwę ogólnego podsystemu dokumentów hipertekstowych dostępnego (najczęściej) poprzez sieć internetową; konkretny podsystem ogólnoświatowy wydaje się mieć swoją nazwę („www“; zupełnie jak ogólnoświatowy „internet” wielką literą).

    mam nadzieję, że nie zbędzie pan tych dywagacji uzusem, bo z tym nie ma co walczyć — bardziej idzie mi o sytuacje techniczne, w których precyzja wypowiedzi jest istotna, a przynajmniej pozytywnie świadczy o profesjonalizmie. w tym kontekście ponawiam pytanie o właściwy polski zamiennik „web” (microsoftowej „sieci web”), pozostający w zgodzie z normami języka oraz pańskim poczuciem estetyki i ekonomii wypowiedzi (w tej właśnie ważności).

    p.s. wydaje się, że wyrażenie „sieć net” (oczywisty pleonazm) nie musi być złe, skoro nie przeszkadza (a może jednak?) „sieć internet[owa]”, rozumiejąc je dodatkowo jako „sieć typu net”. wtedy „sieć [typu] web” tym bardziej nabiera racji bytu.

    p.p.s. umknęło mi odniesienie wyrażenia „połącz z internetem”, proszę o wyklarowanie z uwzględnieniem powyższych wyjaśnień.

  6. Łukasz Rokicki stwierdza:

    @ bezimienny
    Jeśli chodzi o nieszczęsną przeglądarkę internetową, to rozumiem, dlaczego ta nazwa Panu nie odpowiada. Rzecz w tym, że te przeglądarki potrafią coraz więcej i obsługują, czasem za sprawą rozszerzeń, coraz więcej protokołów sieciowych. Co Pan powie na nazwę przeglądarka www?
    Będę natomiast bronił Połącz z Internetem, gdyż tak naprawdę chodzi tu o połączenie z jakąś infrastrukturą jako taką, a nie konkretnymi zasobami lub protokołami — łączymy się z serwerami, a to, jakie treści nas interesują, jakie protokoły należy wykorzystać itd., jest sprawą drugorzędną i zależną od potrzeb, typu treści, posiadanego oprogramowania itp.

  7. bezimienny stwierdza:

    z powodów wyjaśnionych wyżej „przeglądarka www” jest pojęciem zbyt wąskim (choć w ogólności to prawda: zwykle przeglądaną siecią web jest jednak www — można by to porównać do stwierdzenia iż telewizor służy do oglądania telewizji [web] bądź telewizji polskiej [www]; podobna sytuacja istniała w języku polskim z teletekstem [web] i telegazetą [www]). w szczególności, jak pan zauważył, dzisiejsza przeglądarka nie przegląda już tylko web — jestem pewien, że niegdyś próbowano stosować nazwę „pajęczyna” (która stoi dobrze w opozycji do „sieci”): w dodatku jest zgodna z językiem angielskim; wtedy jednak, z powodu braku wiedzy, rozumiałem to jako wyrażenie branżowe bądź żargon. podejrzewam jednak, że skoro termin ten nie jest szerzej znany, nie przyjął się i należałoby zapewne otrzeć łzę (albo podjąć starania o jego upowszechnienie!).

    muszę niestety stwierdzić, że nigdzie nie odniosłem się do „Połącz z Internetem” — jeśli chodzi o moje zdanie: o ile sprawa ma się tak, jak przedstawił to pan w ostatnim akapicie – zgadzam się w pełnej rozciągłości.

  8. Łukasz Rokicki stwierdza:

    @ bezimienny
    Moim zdaniem przeglądarka www jest do przyjęcia, gdyż podstawą jej działania jest www, chociaż naturalnie poszczególne strony mogą mieć osadzone treści wykorzystujące inne protokoły, ale podstawa to www. Chodzi też po części o to, żeby nazwa była wystarczająco ogólna, a nie musiała ewoluować z rozwojem Internetu.

  9. bezimienny stwierdza:

    „przeglądarka www” jest do przyjęcia bardzo warunkowo, gdyż podstawą jej działania nie jest www (protokół), ale web, co starałem się nakreślić wcześniej: web nie musi być world wide – w zupełności się z panem zgadzam, gdy pisze pan: ”żeby nazwa była wystarczająco ogólna, a nie musiała ewoluować z rozwojem internetu”, bo to właśnie jest przewaga web nad www — web to bardziej idea, a www to jej realizacja.

    zwracam uwagę na popularną jakiś czas temu (ostatnio jakby nieco mniej) ideę „web 2.0”, nikt z nas nie słyszał o „www 2.0”: chodziło o zmianę sposobu przeglądania treści (aplikacje zamiast dokumentów), nie zaś nową wersję protokołu (notabene web [2.0] nadal wykorzystuje www!).

    na obronę „przeglądarki www” można powiedzieć tyle, że właściwie nie są (szerzej) znane inne web niż właśnie www. poza tym często „web” zastępowany jest słowem „internetowy”, mamy taką przeglądarkę, zasoby, usługi… czyli znienawidzony uzus (którego wolałbym tutaj nie akceptować).

  10. Łukasz Rokicki stwierdza:

    @ bezimienny
    Nie będę ukrywał, że trochę się w tym wszystkim gubię, ale mam wrażenie, że chyba trochę za bardzo roztrząsamy ten temat. Jeśli chodzi warstwę czysto merytoryczną, to ma Pan jednak absolutną rację — utarły się pewne określenia, które nie do końca oddają istotę rzeczy (dodajmy: dosyć skomplikowanej rzeczy). Część z nich wcześ niej funkcjonowała, jak Pan zauważył, w bardziej zgodnej z rzeczywistością postaci. Coż, trzeba chyba przede wszystkim apelować do twórców systemów operacyjnych i oprogramowania o pochylenie się nad używaną terminologią.

Zostaw komentarz

Silnik: Wordpress - Theme autorstwa N.Design Studio. Spolszczenie: Adam Klimowski. Modyfikacja: Łukasz Rokicki.
RSS wpisów RSS komentarzy