Jak wiadomo, jakość jest pochodną precyzji wykonania. Jeśli więc w przekazie marketingowym zasygnalizujemy tę drugą właściwość, osiągniemy cel podwójny, gdyż implikuje ona automatycznie wysoką jakość produktu.
W celu podkreślenia dokładności wykonania przedmiotu można posłużyć się jakimś utrwalonym sformułowaniem. Można też w tym celu odwołać się do pewnego frazeologizmu zawiązanego z calem. Z tym że frazeologizm ów jest nagminnie używany w błędnej formie.
Można napisać, że urządzenie jest dokładnie przemyślane w każdym calu. Ale jak widać, niektórym wydaje się, że cal, jakby nie patrzeć liczący ponad 2 centymetry, co daje jednak pewną granicę błędu, to za dużo i należałoby jakoś zawęzić granice potencjalnej niedokładności. Stąd mnożące się stwierdzenia typu precyzja w najdrobniejszym nawet calu, np.:
Ideą kolekcji było połączanie surowości skóry z dopracowanym w najdrobniejszym calu sutaszem.1
Profesjonalizm w najdrobniejszym calu, widać dobrą rękę właściciela.2
O tym, że wnętrze Sharana zostało przemyślane w najdrobniejszym calu dowiadujemy się także zasiadając za jego kierownicę.3
Tym bardziej, że Niemcy nie zwykli wypuszczać na rynek bubli, więc każdy ich pojazd jest dopracowany w najdrobniejszym calu.4
Zdania te mogą prowadzić do oczywistego wniosku, iż — w przeciwieństwie do tego, czego uczą w szkołach i co piszą w encyklopediach, że 1 cal = 25,4 mm — może on mieć różną, nawet nieskończenie małą długość… Całe szczęście, że słowa marketingowców nie mają mocy sprawczej, bo w przeciwnym razie posługujący się tą anglosaską jednostką miary hydraulicy w życiu nie dokupiliby właściwego kolanka do rury.
Można mówić o dokładności w każdym szczególe, w każdym detalu, w każdym calu. Ale mówienie o *najdrobniejszym calu jest tak oczywistym absurdem, że używanie takiego wyrażenia można uznać za przejaw braku logicznego myślenia (delikatnie mówiąc) albo stosowania taktyki polegającej na liczeniu na niski poziom inteligencji odbiorcy, który będzie do tego stopnia nierozgarnięty, że bez zastanowienia łyknie taką bzdurę. Ale cóż, z dążeniem do zaprezentowania walorów produktu z jak najlepszej strony rozum z góry przegrywa…
Nawiasem mówiąc, cały język marketingu to jeden wielki bełkot. W najdrobniejszym calu…
1 http://sophisti.pl/galerie/moda/romans-sutaszu-ze-skora-ii/2/#gora_galerii (wróć)
2 http://www.trojmiasto.pl/Uroda-o28768.html (wróć)
3 http://www.autocentrum.pl/volkswagen/sharan/ (wróć)
4 http://www.autogaleria.pl/news/index.php?id=4208 (wróć)
25 lut 2012 o 18:43
Z zachwytem przeczytałam a alegorii i symbolu. Dałam + stronie, potem kliknęłam w ten artykuł i …
To, że w reklamach pojawiają się niezręczności językowe i błędy nie musi oznaczać, że ich twórcy nie znają polszczyzny na tyle dobrze, by błędów nie popełniać. Duże firmy testują reklamy przed publikacją na grupie odbiorców. Zdziwiłby się Pan pewnie, gdyby zobaczył jakie zmiany wprowadza się po tych testach, bo odbiorcy jednoznacznie wskazują, że pewna reklama jest lepsza w najdrobniejszym calu, od innej, która w każdym calu jest gorsza.
25 lut 2012 o 20:36
Przyznaję, że nie wziąłem tego aspektu pod uwagę. Dziękuję za zwrócenie uwagi na ten element. Rozumiem więc, że przekaz z błędami lepiej trafia do odbiorców. No cóż, specjalistom od marketingu nie dziwię się, że ulegają sugestiom odbiorców, bo płacą im za skuteczność. Natomiast to, że odbiorcy wskazują reklamy z błędami jako lepsze, jest jeszcze bardziej przerażające.