O przyczynach złych wyników matury — cz. I: demotywujący system egzaminów

Refleksje, Sprawy szkolne   

Jeszcze przed ogłoszeniem wyników tegorocznych matur mówiło się, że ich poziom jest zatrważający, a komisje wręcz doliczają maturzystom punkty (i to na niespotykaną dotąd skalę), żeby nie było zupełnej klęski. Teraz wszyscy biją na alarm, a mądre głowy deliberują, co zrobić, żeby taka katastrofa się nie powtórzyła. Pozwolę sobie przyłączyć się do tej dyskusji, chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że tym, co napiszę, narażę się chyba wszystkim.

Początkowo miałem zamiar odnieść się do problemu w jednym artykule, jednak w trakcie pracy doszedłem do wniosku, iż zmusiłoby mnie to do pewnych skrótów myślowych i logicznych, a i to, co napisałbym, mogłoby zostać niewłaściwie zrozumiane — nie chodzi o to, że naraziłbym się temu czy owemu, lecz o samą ideę, która jest w tym wszystkim najważniejsza.

Dziś o pierwszej z przyczyn — demotywującym systemie sprawdzianów kończących etapy edukacji.

Problem I — demotywujący system egzaminów

Pierwszym problemem, który należy podnieść, jest obecny system egzaminów, który w oczywisty sposób demotywuje uczniów. Bo jakie znaczenie mają zdawane w ciągu wcześniejszej nauki egzaminy? Rozważmy po kolei…

Pierwszy ze sprawdzianów, tzw. trzeciotest, nie ma absolutnie żadnego znaczenia. Nie jest sprawdzianem państwowym i nie ma żadnego wpływu na dalszą edukację ucznia. Służy jedynie celom diagnostycznym i statystycznym. Jeśli komuś zależy na jego wyniku, to tylko nauczycielom i tym uczniom, którzy nie mają świadomości jego „lipnego” charakteru…

Nie mniejszą farsą jest tzw. sześciotest (na szczęście odchodzący do historii razem z gimnazjami), czyli sprawdzian dla uczniów klas VI szkoły podstawowej. Niezależnie od jego wyniku uczeń podstawówkę skończy, jeśli tak wynika z ocen na świadectwie, a do gimnazjum rejonowego i tak go muszą przyjąć. Wniosek? Dla uczniów jest to sprawdzian bez znaczenia, z wyjątkiem tych, którzy mają ambicje dostać się do lepszego, nieznajdującego się w ich rejonie zamieszkania gimnazjum i nie mają chęci lub możliwości przemeldowania się na czas rekrutacji… Jeśli ktoś idzie do gimnazjum „w rejonie”, może cały arkusz zarysować w kwiatuszki i nie napisać nic…

Egzamin gimnazjalny? Też farsa… Na ukończenie gimnazjum wpływu nie ma. Od jego wyniku zależy jedynie, do którego liceum uczeń zostanie przyjęty, bo raczej do któregoś przyjęty zostanie (mimo że rejonizacja na tym szczeblu edukacji nie obowiązuje), gdyż zwłaszcza w obliczu problemów demograficznych i związanych z nimi kłopotów z rekrutacją liceów, które biorą nawet najsłabszych kandydatów, nie brakuje… Tak więc i w wypadku tego egzaminu na jego wyniku zależeć będzie tym ambitniejszym.

Jak by nie patrzeć, ani sprawdzian dla szóstoklasistów, ani egzamin na koniec gimnazjum nie przygotowują ucznia do pisania matury, lecz raczej utrzymują w przekonaniu, że to tylko kolejny większy sprawdzian. Trudno wymagać, żeby uczniowie przyzwyczajeni do zdawania egzaminów, od których zależy nic lub bardzo niewiele, jakoś szczególnie inaczej potraktowali ten jeden egzamin. Przyzwyczajenie drugą naturą człowieka… Kto prześlizgał się przez poprzednie sprawdziany, nie inną postawę przyjmie przed maturą…

Od matury teoretycznie zależy więcej niż od wcześniejszych sprawdzianów, chociaż nie wpływa ona na ukończenie liceum. Ma wpływ na rekrutację na studia, ale to też ma znaczenie dla tych, którzy aspirują wyżej – jeśli komuś zależy na samym dyplomie jako dokumencie, a nie prawdziwym wykształceniu, zawsze może zahaczyć się na jakiejś prywatnej matołowni i zdobyć dyplom bez jakiegoś szczególnego wysiłku. Oczywiście, nie dotyczy to uczniów ambitniejszych, ale ci stanowią mniejszość.

Kiedyś po drodze do matury uczeń pisał tylko jeden egzamin: egzamin wstępny do liceum. I był to egzamin, od którego naprawdę coś zależało, bo decydował on, czy uczeń do liceum się dostanie czy nie, i w związku z tym rzeczywiście stanowił on swego rodzaju motywujące przetarcie przed maturą… A wiadomo, dostanie się lub niedostanie do liceum rzutowało na dalsze perspektywy życiowe… Był to więc egzamin wart więcej niż wszystkie obecnie zdawane po drodze do liceum razem wzięte

W takim układzie nie ma sensu ani istnienie gimnazjów, które tak naprawdę są sztucznym tworem, którego wydzielenia nie uzasadniają jakiekolwiek względy czysto edukacyjne, a tym bardziej sensu nie ma cały ten system pseudoegzaminów.

Zostaw komentarz

Silnik: Wordpress - Theme autorstwa N.Design Studio. Spolszczenie: Adam Klimowski. Modyfikacja: Łukasz Rokicki.
RSS wpisów RSS komentarzy