Wakacje się kończą, mamy ostatni tydzień sierpnia, a w nim egzaminy poprawkowe oraz trudne i odpowiedzialne decyzje, co zrobić z uczniami, którzy nie zdali jednego egzaminu poprawkowego: promować ich do następnej klasy czy nie promować… Jako że kwestia jest dość istotna, proponuję przyjrzeć się obowiązującemu w tym zakresie stanowi prawnemu oraz czynnikom istotnym podczas podejmowania tak ważnej decyzji.
Dawniej sprawa była jasna: kto otrzymał na koniec roku ocenę niedostateczną z jakiegokolwiek przedmiotu i nie zdołał jej poprawić na egzaminie poprawkowym, powtarzał klasę. Niestety, to wiązało się z koniecznością łożenia dotacji na takiego ucznia przez kolejny rok. Zaczęto więc robić wszystko, by uczniom ułatwić otrzymanie promocji do kolejnej klasy: najpierw zwiększono do dwóch dopuszczalną liczbę egzaminów poprawkowych, a następnie wprowadzono przepis o możliwości promowania ucznia do klasy programowo wyższej z jedną oceną niedostateczną. Początkowo dotyczył on szkół podstawowych i gimnazjów, jednak z biegiem czasu objął również szkoły ponadgimnazjalne.
Nie mam zamiaru krytykować tego przepisu, gdyż uważam go za do pewnego stopnia uzasadniony, pod warunkiem jednak, że jest właściwie stosowany i interpretowany, a z tym bywa różnie. Dalszą część artykułu poświęcę sposobowi interpretacji tego zapisu i jego skutkom. Mam zamiar zwrócić także uwagę na pewien wiążący się z nim absurd.
Intencje prawodawcy a praktyka
§ 21 ust. 10 Rozporządzenia ministra edukacji narodowej z dnia 30 kwietnia 2007 r. w sprawie warunków i sposobu oceniania, klasyfikowania i promowania uczniów i słuchaczy oraz przeprowadzania sprawdzianów i egzaminów w szkołach publicznych stanowi:
Uwzględniając możliwości edukacyjne ucznia szkoły podstawowej, gimnazjum i szkoły ponadgimnazjalnej, rada pedagogiczna może jeden raz w ciągu danego etapu edukacyjnego promować do klasy programowo wyższej (semestru programowo wyższego) ucznia, który nie zdał egzaminu poprawkowego z jednych obowiązkowych zajęć edukacyjnych, pod warunkiem że te obowiązkowe zajęcia edukacyjne są, zgodnie ze szkolnym planem nauczania, realizowane w klasie programowo wyższej (semestrze programowo wyższym).
Intencje legislatora są dwojakie. Po pierwsze, chodzi o danie szansy uczniom, którzy z różnych powodów nie zdołali uzyskać pozytywnej oceny rocznej z jednego przedmiotu. Chodzi przede wszystkim o tych, którzy mimo starań i zdolności z różnorodnych przyczyn życiowych (np. sprawy rodzinne, problemy zdrowotne, ekonomiczne, sprawy związane z indywidualnym rozwojem) nie poradzili sobie. Druga przyczyna, o której nikt nie mówi, ma charakter czysto ekonomiczny. Wiadomo, każdy uczeń to obciążenie dla budżetu, więc „przepchnięcie” ucznia, żeby nie powtarzał klasy, to konkretne oszczędności. W skali kraju przekłada się to na oszczędności porównywalne z zamknięciem kilkudziesięciu dużych szkół, chociaż z racji rozproszenia uczniów nie przekłada się to znacząco na możliwość zwalniania nauczycieli!
Jak interpretować przepis
Z docierających do mnie sygnałów wnioskuję, że przepis ten nie jest właściwie odczytywany, a w niektórych szkołach promocja z oceną niedostateczną jest traktowana jak coś, co się uczniowi należy — „bo jak jest napisane, że uczeń może, to może, i nie możemy mu tego zabronić”. Błąd, i to zasadniczy. Kłania się umiejętność czytania ze zrozumieniem. Nie jest przecież napisane, że uczeń może ani że uczeń ma prawo. Nie, to nie od niego zależy. Uczeń może tylko ubiegać się o taką możliwość, ale o wszystkim decyduje rada pedagogiczna. Jest wyraźnie napisane, iż rada pedagogiczna może […] promować do klasy programowo wyższej […] ucznia. Może więc promować, ale nie musi. To po pierwsze.
Wszystko zależy od spełnienia warunku podstawowego, czyli stwierdzenia, że uczeń jest w stanie ze względu na swoje możliwości edukacyjne nadrobić zaległości, bo tylko wtedy takie rozwiązanie ma sens. W przeciwnym razie taka „pomoc” przyniesie uczniowi więcej szkody niż pożytku, gdyż promocja z oceną niedostateczną jest możliwa tylko wtedy, gdy w kolejnej klasie nauka przedmiotu jest kontynuowana, a oczywiste jest, że uczeń, który nie opanował rzeczy podstawowych, będzie miał problem z opanowaniem realizowanych w klasie wyższej treści trudniejszych, wymagających uprzedniego opanowania podstaw. Kwestią zasadniczą jest więc to, czy możliwości ucznia pozwalają mniemać, iż zdoła on nadrobić zaległości bez powtarzania klasy i w sposób, który nie przekreśli możliwości nauki treści założonych do opanowania w klasie wyższej. Niestety, nie zostało to wyraźnie wskazane w rozporządzeniu, co nie zmienia faktu, iż intencja legislatora niewątpliwie zmierzała w tym kierunku.
Zezwolić czy nie zezwolić?
Rada pedagogiczna nie powinna przyjmować założenia, iż promocja z oceną niedostateczną należy się każdemu ani że nie należy się nikomu — w każdym przypadku decyzja powinna być podejmowana indywidualnie. Nie może być tak, że np. dyrekcja wydaje dyrektywę, iż wszystkich przepuszczamy albo nie przepuszczamy nikogo, albo tych przepuszczamy, a tych nie. Decyzję podejmuje rada pedagogiczna. Żeby zaś uczyniła to dobrze, każdy wniosek ucznia lub jego rodziców powinien zostać poddany odrębnemu głosowaniu po przeprowadzeniu merytorycznej dyskusji. Każda inna praktyka trąci brakiem profesjonalizmu.
Nie można też przyjmować, iż głosowanie za promocją z oceną niedostateczną jest w każdym wypadku działaniem na korzyść ucznia: może mu pomóc, jeśli jest zdolny, a nieopanowanie materiału wynikło z przyczyn obiektywnych, w przeciwnym razie można oddać uczniowi niedźwiedzią przysługę, jeśli okaże się, iż nie wykorzystał szansy, a materiał do nadrobienia będzie już materiałem nie z jednej klasy, lecz z dwóch klas, jeśli nieopanowanie podstaw uniemożliwiło dalszy postęp w edukacji. Co z tego, że w razie kolejnego niepowodzenia lub nawarstwienia niepowodzeń uczeń powtórzy klasę programowo wyższą, jeśli dalej nie będzie znał podstaw z klasy wcześniejszej, a jej powtórzyć możliwości już miał nie będzie? Może rozsądniejsze jest spowodowanie, żeby uczeń dostał szansę opanowania podstaw. Myślenie w kategoriach „a dajmy mu/jej szansę, a potem zobaczymy, co będzie” uznać należy za przejaw nieodpowiedzialności i mylnego wyobrażenia na temat dobra ucznia. Kierując się dobrymi chęciami, można niechcący wyrządzić uczniowi nieodwracalną edukacyjną krzywdę… Wkraczamy tu więc w sferę dobrze pojętej etyki zawodowej.
Na czym polega absurd?
Zapytam na początku o jedną rzecz: czy lepiej przepuścić ucznia do klasy programowo wyższej z jedynką z przedmiotu maturalnego czy z jedynką z przedmiotu, który nie będzie zdawany na egzaminie i nie będzie związany z dalszą edukacją ucznia? Proszę chwilę się zastanowić…
Podejrzewam, że większość z Państwa zdecydowanie opowiada się za tą drugą opcją. Zgadłem? Niestety, omawiany przepis komplikuje sprawę. Proszę zauważyć, że przedmioty maturalne, czyli język polski, matematyka i język obcy, są realizowane przez cały czas trwania nauki w szkole. Nauka wielu pozostałych przedmiotów kończy się wcześniej. Tymczasem w myśl rozporządzenia promocja z oceną niedostateczną jest możliwa tylko wtedy, gdy nauka przedmiotu kontynuowana będzie w klasie programowo wyższej. W jakiś sposób jest to logiczne, gdyż nie można dopuścić do tego, aby szkołę ukończył uczeń, który nie ma podstawowej wiedzy z jakiegoś przedmiotu (tyle teoria, bo w praktyce szkoły opuszczają niezliczone tabuny takich ignorantów). Dlatego jeśli uczeń ma ocenę niedostateczną z chemii, a jej nauka kończy się w pierwszej klasie, o promocji mowy być nie może, nawet jeśliby się zaklinał, że z chemią w życiu nie będzie miał do czynienia — ani na maturze, ani na studiach, ani w pracy. Ale to jest zrozumiałe. Inaczej wygląda sytuacja w wypadku obowiązkowych przedmiotów maturalnych: one są nauczane do ostatniej klasy, więc to przede wszystkim z nich można ubiegać się o promocję z oceną niedostateczną i z takich przedmiotów uczniowie są najczęściej w taki sposób promowani na podstawie tego przepisu. A to jest już sytuacja nie do końca logiczna, zwłaszcza w kontekście tego, co napisałem pod koniec poprzedniego rozdziału…
Podsumowanie, czyli apel do rad pedagogicznych
W związku z tym wszystkim, co wyżej napisałem, apeluję: więcej rozsądku przy podejmowaniu decyzji, której skutki dla ucznia są trudne do przewidzenia… Podstawą decyzji w takiej sprawie może być tylko osobna merytoryczna dyskusja nad indywidualnym przypadkiem. W żadnym wypadku nie należy się kierować apriorycznymi założeniami czy polityką dyrekcji lub rady pedagogicznej. Bez pogłębionej oddzielnej refleksji nad każdym przypadkiem z osobna dobrej decyzji podjąć nie sposób, a i tak to, czy jest ona słuszna, okaże się najwcześniej za rok… Głosowania w tego typu sprawach są najlepszymi sprawdzianami etycznych kompetencji rady pedagogicznej.
9 wrz 2016 o 11:12
Bardzo mądry artykuł . Jest potwierdzeniem również moich myśli .