Chleba naszego powszedniego… czyli jakiego?

Ciekawostki, Frazeologia, Język, Leksyka/semantyka, Starożytność   

Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj…

Tymi słowami najstarszej chrześcijańskiej modlitwy modlą się codziennie rzesze wiernych. Mało kto jednak spośród nich zastanawia się, o czym właściwie mowa. Przecież to takie oczywiste… Oczywiste tylko z pozoru, w praktyce bowiem mamy do czynienia z pewną niejednoznacznością, a być może błędem translatorskim.

Czym jest chleb powszedni? Każdy powie: najzwyklejszym chlebem, który codziennie spożywamy, chlebem codziennym. Tak codziennym, że nawet ta codzienność weszła do codziennej frazeologii, a w każdym słowniku frazeologicznym znajdziemy wyjaśnienie, że:

chleb powszedni to coś znanego z codziennego doświadczenia, coś, z czym spotykamy się na co dzień.

Ta oczywista oczywistość, znajdująca swoje potwierdzenie w obcojęzycznych wersjach modlitwy Ojcze nasz, w których najczęściej mówi się dosłownie o chlebie codziennym, nie jest jednak aż tak oczywista. Proszę zauważyć, że słowo powszedni, użyte w polskiej wersji tekstu, pochodzi od związku wyrazów po wsze dni, czyli po wszystkie dni, co w kontekście biblijnym należy pojmować jako aż do skończenia świata. W tym sensie chleb powszedni będzie oznaczać chleb, który nie skończy się aż do kresu czasów. A to byłoby już zaprzeczeniem codzienności, a przynajmniej takiej, jaką zwykliśmy w tym kontekście mieć na myśli, gdyż taki chleb byłby chlebem raczej niezwykłym, a więc bardziej niecodziennym niż codziennym. Zresztą, jaki sens miałoby mówienie: chleba naszego codziennego daj nam dzisiaj? Wystarczyłoby poprosić:daj nam chleba codziennie albo daj nam chleba po wszystkie dni. Proszenie o chleb codzienny dzisiaj wydaje się zawierać powieloną treść. Wszystko to da się obronić, wyjaśnić, ale niepewność pozostaje. Niemniej jednak wydaje się, że chleb powszedni bardziej ma związek z wiecznością albo przynajmniej z całym okresem trwania świata doczesnego (bo właśnie określenie po wsze dni wydaje się odsyłać do kresu doczesności).

Jeśli wersja polska wydaje nam się niejednoznaczna, należy sięgnąć do oryginału. W tekście łacińskim użyto w tym miejscu słowa, które słowniki tłumaczą jako codzienny. To wydaje się przesądzać sprawę, że chleb powszedni to chleb codzienny. Wydaje się przesądzać, ale nie przesądza, gdyż tekst łaciński… też jest tłumaczeniem. Oryginalny tekst modlitwy został podany w Biblii w języku greckim, a w nim znajdziemy w tym miejscu słowo, które należy tłumaczyć jako… nadzwyczajny, a więc raczej niecodzienny, a to potwierdza wyrażone tu wcześniej przeczucie… Jeśli występuje kolizja między różnymi wersjami tekstu, to racja zawsze leży po stronie oryginału, w tym wypadku tekstu greckiego, a ten przeczy sensowi wersji łacińskiej, jednak zdaje się współgrać z etymologicznym sensem wyrazu użytego w tłumaczeniu polskim.

Teologiczne implikacje

Jak dużo to zmienia? Bardzo dużo. Przede wszystkim wersja oryginalna potwierdza, że chodzi tu nie o normalny, najzwyklejszy chleb, ale o chleb niezwykły. Jaki? W Biblii Chrystus konsekwentnie przeciwstawia doczesne produkty pierwszej potrzeby dobrom wiecznym, np. wodzie ze studni, po której napiciu się, człowiek znowu odczuje pragnienie, przeciwstawia wodę żywą, której wystarczy napić się raz, by ugasić pragnienie na wieki; podobną konstrukcję myślową buduje, gdy chleb doczesny przeciwstawia chlebowi żywemu, pod którym rozumie słowo Boże. A przecież w czasie ostatniej wieczerzy przeistacza doczesny chleb w swoje ciało. Bardzo możliwe jest więc to, że prosząc o chleb powszedni dzisiaj, wierni modlą się, zgodnie z intencją autora, aby Chrystus udzielał nam siebie każdego dnia, co znaczyłoby, że słowa te nie oznaczają prośby o doczesny pokarm, lecz o codzienną komunię z Jezusem, który przecież sam mówił o sobie: Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata… Co więcej, użyte w greckim oryginale słowo przekładane jako dzisiaj, w Biblii używane jest w momentach o charakterze przełomowym. A jeśli tak, to owo danie nadzwyczajnego chleba w przełomowym momencie oznaczałoby paruzję, czyli powtórne przyjście Chrystusa w chwale, na które tak wyczekiwali (chociaż pewnie nam trudno w to uwierzyć) pierwsi chrześcijanie. Może więc kryć się w tych słowach prośba, by Bóg ponownie zesłał na świat Jezusa (a to będzie równoznaczne z końcem świata, czyli końcem doczesności).

Jak więc należy rozumieć słowa o chlebie powszednim?

Chyba na wiele sposobów. Pierwszy, najbardziej dla nas oczywisty, będzie odnosił się do zaspokajania podstawowych potrzeb człowieka, symbolizowanych tutaj przez chleb, będący ważnym elementem pożywienia. Drugi odnosić się będzie do chęci zachowania mistycznej łączności z Jezusem. Zresztą jedno drugiemu nie przeczy, o czym świadczy scena ostatniej wieczerzy: przemieniony chleb nie przestaje być chlebem przeznaczonym do jedzenia, zyskuje po prostu pewną wartość dodaną: staje się znakiem obecności Jezusa w świecie (a we właściwym sensie teologicznym samym Jezusem) i zachętą, aby obok karmy doczesnej dbać również o karmę duchową — słowo Boże. Trzeci w końcu odnosi się do oczekiwania na powtórne przyjście Chrystusa na świat (które to przyjście istnienie tegoż świata zakończy), na które, jak już wspominałem, ale przypomnę, bo to ważne w tym kontekście, pierwsi chrześcijanie czekali z niecierpliwością, i nie tylko byli przekonani, że stanie się to jeszcze za ich życia, ale wręcz nierzadko prosili, by stało się to jak najszybciej.

Czy ta wieloznaczność jest czymś złym? Wręcz przeciwnie, gdyż pozwala łączyć wiele istotnych sensów i pod tym względem tekst polski wydaje się w tym miejscu lepszy niż np. jednoznaczne angielskie Our daily bread give us this day, które nie tylko pozbawione jest znaczeniowych wartości dodanych (mowa tu dosłownie o chlebie codziennym), ale i najprawdopodobniej… sprzeczne z pierwotnym znaczeniem oryginalnego tekstu… Powiem więcej, autor polskiej wersji tekstu modlitwy moim zdaniem był geniuszem. Przede wszystkim użył słowa, które oddaje znaczenie słowa łacińskiego, a pamiętajmy, że bardzo długo przekłady Biblii, w której zawarty jest pierwowzór, na język polski (tak samo jak na wszystkie języki narodowe) były dokonywane na podstawie nie oryginalnego tekstu Biblii, lecz Wulgaty, będącej jej oficjalnie uznanym przekładem na łacinę, a jednocześnie zawarł w nim sens obecny w greckojęzycznym praoryginale, prawdopodobnie dostrzegając kolizję znaczeniową między praoryginałem a powszechnie uznanym tłumaczeniem, czyli tekstem wspomnianej Wulgaty, stanowiącym podstawę dla dalszych tłumaczeń.

Najważniejszy wniosek jest jednak taki, że wielu wierzących nie zdaje sobie w pełni sprawy ze znaczenia słów modlitwy, którą codziennie odmawiają. Co więcej, utwierdza ich w tym, przynajmniej w wypadku języka polskiego, frazeologia, która nadaje słowu powszedni znaczenie sprzeczne z sensem pierwotnym.

3 komentarze do “Chleba naszego powszedniego… czyli jakiego?”

  1. Mrożek stwierdza:

    Czy nie podobnie jest ze słowem „powszechny”? Dziś używamy je jako synonimu słów: zwyczajny, pospility… A bardziej odpowiednie byłoby rozumienie „wieczny, po wsze (czasy).”

  2. Łukasz Rokicki stwierdza:

    @ Mrożek
    Powszechny znaczy raczej będący udziałem wszystkich, bo np. powszechny podziw to podziw wyrażany przez wszystkich, czyli w pewnym sensie nadzwyczajny.

  3. Gustaw stwierdza:

    Pozwolę się nie zgodzić. Aby wyjaśnić, że sprawa ma głębsze dno, przytoczę fragment książki Daniela Grubera pt. „Kopernik i Żydzi” (Kraków 2012, s. 19):

    W III wieku Orygenes omawiał zastosowanie wyrazu epiousion w określeniu chleb powszedni’, w tekście greckim Mt 6,11 i Łk 11,3. „Orygenes stwierdza, że wyraz ten nie był używany przez żadnego z pisarzy greckich, nie był znany uczonym ani też nie używano go w języku potocznym. Zasugerował, że słowo to zostało wymyślone
    przez samych ewangelistów w celu przetłumaczenia ‘określenia hebrajskiego’”1.
    Żaden Grek nigdy nie słyszał o wyrazie epiousion, który pojawia się jako przypuszczalnie grecki wyraz w tekście Mateusza i Łukasza. Skąd się tam wziął? Greccy mędrcy nie wiedzieli, ponieważ wyraz ten nie pochodził z klasycznej greki. Zwykli ludzie nie wiedzieli, ponieważ nie pochodził również z koine, czyli greki potocznej.
    Wyraz ten pochodzi z Septuaginty (LXX), wczesnożydowskiego przekładu Pism Hebrajskich (i Aramejskich) na grekę. Tłumaczenie rozpoczęto w III wieku p.n.e.
    Słowo epiousia pojawia się w Septuagincie we fragmencie Księgi Przysłów 27, I: „Nie chwal się dniem jutrzejszym, bo nie wiesz, co dzień [epiousia] ci przyniesie” (por. LXX Prz 3, 28).
    Choć słowo epiousion nie było znane Grekom z I wieku, nie było obce Żydom mówiącym po grecku czy komukolwiek, kto tylko znał Septuagintę – grecki przekład Pism Hebrajskich. Septuaginta stanowiła pomost między ich światem i językiem greckim.

    Przypis: 1. De Oratione 27, cyt. za An Aramaic Approach to the Gospels and Acts, Matthew Black, Clarendon Press, Oxford, 1967, s. 203.

    PS Zapraszam na moje dwa blogi:
    – jeden poświęcony Biblii:
    https://translatorskieboje.blogspot.com/2018/10/o-czym-mrucza-krasnoludy.html
    – drugi podnoszący zagadnienia przekładu:
    http://smaczkibiblijne.blogspot.com/2018/10/zbawienny-upadek.html

Zostaw komentarz

Silnik: Wordpress - Theme autorstwa N.Design Studio. Spolszczenie: Adam Klimowski. Modyfikacja: Łukasz Rokicki.
RSS wpisów RSS komentarzy