W czasie krótkiego, trochę pracowitego, ale przyjemnego pobytu nad morzem ujrzałem między innymi taki oto szyld.
W zasadzie nic w nim nadzwyczajnego, ale jeśli się dobrze wczytać…
Niczego nie insynuuję właścicielowi, ale jeśli się dobrze wczytać, to oferuje on oczywiście świeżo smażoną rybę. I wierzę, że taka ona jest. Niekoniecznie jednak danie takie zadowoli konesera, gdyż właściciel nigdzie nie gwarantuje rzeczy najważniejszej, czyli tego, że… ryba jest świeża. Mogła sobie przeleżeć kilka tygodni w lodówce, po rozmrożeniu zostać wrzucona na patelnię, a zaraz potem podana klientowi. Sprzedawca jest uczciwy: rybka jest świeżo smażona (no, gdyby po smażeniu musiała jeszcze leżeć i czekać na chętnego, to połowa klientów po góra dwóch kęsach odesłałaby taki przysmak serwującemu drogą powietrzną…), tak jak obiecał, świeża jednak być nie musi, bo nigdzie to nie jest napisane. Jeśli w tym czasie była odpowiednio przechowywana, to jak najbardziej jest zdatna do spożycia, chociaż oczywiście walorami smakowymi nie będzie dorównywać rybie, która na patelnię trafiła bez uprzedniego zamrażania. Czy właściciel lokalu popełnił niezgrabność językową, próbując w krótkim komunikacie umieścić dwie informacje, tj. że ryba jest świeża i smażona, czy posłużył się sprytną manipulacją? Tego nie wiem, nie próbowałem ryby, a nawet gdybym próbował, nie umiałbym tego ocenić. Tak sobie tylko teoretyzuję, analizując literalny sens komunikatu. Jeśli jednak moja podejrzliwość jest uzasadniona, to taki sam rarytas mogę sobie w domu zrobić, bez jeżdżenia nad morze…
Jest jeszcze jeden sposób na podobną manipulację, i to bez wątpienia sprytniejszy. Otóż niektórzy właściciele lokali gastronomicznych polecają ryby z porannego połowu, a więc serwowane w teorii nie więcej niż kilkanaście godzin po złowieniu. W teorii, bo w praktyce nigdzie nie jest powiedziane, którego dnia odbył się ten poranny połów… Równie dobrze mógł mieć miejsce kilka tygodni wcześniej. Co więcej, czasami nawet te kilka tygodni wcześniej nastąpić musiał, bo w innym razie, czyli gdyby połów miał miejsce danego dnia rano, właściciel przyznawałby się do łamania prawa i nieprzestrzegania okresów ochronnych… A tak? Kłamstwa nie ma: ryby były łowione rano (bo i kto łowi ryby o innej porze?), ale jakiego dnia, tego nikt nie precyzuje…