Przy okazji zbierania materiału do zupełnie innego artykułu przeprowadziłem zwyczajową kwerendę zasobów Internetu, która utwierdziła mnie w przekonaniu, że obecnie, w wyniku zmian w sposobie życia, warunkach mieszkaniowych itd., bawialnia coraz częściej zaczyna być rozumiana jako pokój dziecięcy, w którym malusińscy mogą spać i się bawić, inni mianem bawialni określają również komercyjne lokale zapewniające dzieciom możliwość zabawy, a niektórzy, ci najmniej świadomi, odnoszą ten wyraz nawet do… placów zabaw… A cóż znaczy on naprawdę?
Rzeczownik bawialnia określa jedno z pomieszczeń w domach zajmowanych niegdyś przez bogatszą część społeczeństwa, w których poszczególne pokoje miały swoje określone przeznaczenie: w jednych się spało, w innych przechowywało ubrania i ubierało się, w innych wykonywało czynności związane z toaletą i dbaniem o urodę, w innych pracowało, jadło itd. I tak oprócz sypialni można w nich było znaleźć garderobę, gabinet, pracownię, jadalnię, a także wspomnianą bawialnię. Przy czym nie służyła ona do zabawy. Rzeczownik ten pochodził od słowa bawić (nie: bawić się), co znaczy: przebywać. Był to bowiem pokój do bawienia, czyli przebywania w nim, ale raczej nie samemu, lecz w towarzystwie gości. Był to więc pokój do przyjmowania gości, których podejmowanie w sypialni, garderobie czy innym pomieszczeniu do tego nieprzeznaczonym byłoby niestosowne lub z innych względów niepożądane albo kłopotliwe, gdyż mogliby zobaczyć coś, czego nie powinni, ukraść, popsuć, pobrudzić itp. Był to po prosu salon, w którym oczywiście przebywający mogli bawić się nawzajem rozmową lub zabawiać grą w karty, grać na pianinie itp. W iluż to powieściach z XIX w. można przeczytać, że goście z jadalni przeszli do bawialni (albo odwrotnie)? W wielu, bo w ten sposób mogli w nieskrępowany sposób rozmawiać, słuchać gry na instrumentach, oddawać się grom itd., podczas gdy służba w jadalni zastawiała stoły lub sprzątała je bez przeszkadzania zgromadzonym. Bo co to za przyjemność grać w karty między półmiskami na brudnym obrusie lub słuchać melodii odgrywanych przez córkę gospodarzy na pianinie, podpierając w zadumie głowę rękami, których łokcie spoczywają na niesprzątniętych talerzach, czy przekrzykiwać się, aby nie być zagłuszanym przez dźwięk zbieranych przez służbę naczyń i sztućców?
Do bawialni takiej, jak ją często rozumieją współcześni, gości bym zdecydowanie nie zaprosił, bo mało że dzieci hałasują, to jeszcze wejdzie taki delikwent na porzucony samochodzik i się na nim przejedzie, czerep rozbije, zęby powybija o klocki, chcąc ochłonąć po tej traumie, usiądzie na nożyczkach, a potem pozwie mnie do sądu, że w moim mieszkaniu doznał uszczerbku na zdrowiu…
1 lut 2020 o 7:41
Ciekawy i mądry tekst!
Ale salon chyba jeszcze inaczej rozumiano. Oto cytat z brytyjskiego klasyka, Arnolda Benetta, z jego „Opowieści o dwóch siostrach” (wiktoriańska Anglia):
Salon był pełen (…) gości. Urządzono go od nowa (…). Pierwotne umeblowanie salonu stało teraz w bawialni i nadawało jej wygląd dostojny”.
No, jeszcze kwestia tłumaczenia. Trzeba jeszcze poszperać ?
Pozdrawiam!