Tytuł może wydać się wielu polonistom szokujący, ale pragnę ich uspokoić. Nie mam zamiaru forsować tego typu rozwiązań, ponieważ zdaję sobie sprawę, że gdyby na to pozwolić, większość wypracowań domowych powstawałaby metodą „kopiuj — wklej”. A póki co uczeń musi przynajmniej zadać sobie trud przepisania tekstu z ekranu komputera… Mało to rozwijające, ale przynajmniej skłania do jakiegoś wysiłku, co oczywiście nie zmienia faktu, że ocena za tego typu praktyki może być tylko jedna.
Zdarzają się jednak sytuacje, że uczeń z różnych względów przedstawia do oceny maszynopis. Nie mówię tu o uczniach dyslektycznych, gdyż tego typu ułatwienia raczej służą wygodzie nauczyciela niż pożytkowi dziecka, ale np. o takich, którzy z różnych przyczyn nie mogą przez dłuższy czas być w szkole (wyjazd, problemy zdrowotne), a nie chcą sobie robić zaległości. Osobiście nie widzę przeszkód, by w działaniach dydaktycznych w tak uzasadnionych przypadkach nie skorzystać z ułatwień, jakie daje e-mail. Mowa tu także o pracach przygotowywanych przez uczniów na konkursy, w których regulaminach jasno określona jest wymagana forma maszynopisu (tak to organizatorzy często jeszcze piszą, aczkolwiek mają już chyba na myśli wydruki komputerowe… nieważne — wiemy, o co chodzi).
Jakiekolwiek nie byłyby przyczyny, efekt pozostaje zawsze ten sam. Ilekroć dostaję do ręki uczniowski „maszynopis”, momentalnie mnie odrzuca. Może to atawizm po wykonywanej kilka lat temu pracy, ale moje redaktorskie oko nigdy nie znieczuli się na pewne „uchybienia”. A wystarczyłoby trochę uwagi i dbałości, by miast zniechęcać nauczyciela jawnym niechlujstwem, pozwolić mu skupić się na przekazie i zwiększyć szanse, że będzie mu się chciało doszukiwać walorów w czytanej pracy.
W dalszej części artykułu przedstawiam kilka zaleceń dotyczących pisania różnego rodzaju tekstów, nie tylko wypracowań, na komputerze.